czesc,
przepraszam, ze nie bede uzywac tu polskich znakow ale pisze to na telefonie :cc
No wiec.....
zawieszam bloga.
decyzja ostateczna.
jest mi bardzo przykro z tego powodu Wiktoria, ale po prostu wszystkie moje prosby koncza sie na niczym wiec nie ma sensu sie dalej starac... tym bardziej ze totalnie sie pogubilam i juz nawet zgubilam pomysly na wszystkie rozdzialy...
bede pisac drugie - troche inne, bo oprocz justina pojawi sie 1d :)
mam nadzieje ze moze to drugie bardziej sie wam spodoba, ale wierzcie ze w to wkladalam cale serce zeby bylo dobre, ale to najwidoczniej dla was za malo jesli nie ma dangera itpitd a mi po prostu taka tematyka nie odpowiada....
bardzo dziekuje za wszystkie komentarze choc bylo ich bardzo malo :/
jesli chcecie kontakt do mnie to moj tt to: @becutelikeAri
jesli w jakis sposob chcielibyscie kierowac do mnie swoje uwagi, zastrzezenia czy tez opinie o blogu to bardzo prosze na tt bo tutaj wiecej nie wejde raczej no chyba ze raz kontrolnie ale to max.
dziekuje za to przygode jaka bylo pisanie tutaj, przykro mi ze musimy sie pozegnac ale coz, to juz wy zdecydowaliscie...
xoxo, cara
23 lipca 2013
17 lipca 2013
WAŻNE PRZECZYTAJ !!!
Cześć,
mam małe pytanko: ... umm czy ktoś w ogóle czyta tego bloga? bo jeśli nie to nie ma sensu marnować czasu na pisanie i wymyślanie nowych rozdziałów... proszę odpowiedzcie, bo następny rozdział mam już gotowy, tylko nwm czy jest sens go dodawać :c
odpowiadajcie w komentarzach POD TYM postem... jeśli do piątku nie będzie żadnej odpowiedzi, to zawieszam bloga... z góry przepraszam Was za to, że tak kończę i wgl ale po co mam się męczyć skoro grono odbiorców to moja koleżanka Madzia... :(
xoxo,
cara
mam małe pytanko: ... umm czy ktoś w ogóle czyta tego bloga? bo jeśli nie to nie ma sensu marnować czasu na pisanie i wymyślanie nowych rozdziałów... proszę odpowiedzcie, bo następny rozdział mam już gotowy, tylko nwm czy jest sens go dodawać :c
odpowiadajcie w komentarzach POD TYM postem... jeśli do piątku nie będzie żadnej odpowiedzi, to zawieszam bloga... z góry przepraszam Was za to, że tak kończę i wgl ale po co mam się męczyć skoro grono odbiorców to moja koleżanka Madzia... :(
xoxo,
cara
1 maja 2013
ROZDZIAŁ 7
Viv’s POV:
Justin wyprzedzał jakąś staruszkę. Jechaliśmy dosyć szybko,
ale nie zwracałam na to uwagi. Ufałam mu.
Bawiłam się nitką od bluzki, kiedy coś mnie tchnęło, żeby spojrzeć
na drogę.
W naszym kierunku jechała jakaś ciemna ciężarówka.
Była już BARDZO blisko, a mimo to nie zwalniała.
Krzyknęłam. Tylko tyle mogłam zrobić.
Na szczęście chłopak zachował zimną krew i odpiął nasze
pasy.
- SKACZ! - wrzasnął i otworzył swoje drzwi.
Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać.
Ku mojej uldze
staruszka widząc co się dzieje, zatrzymała auto.
Nie sądziłam, że mogę się tak boleśnie poobijać przez skok
na ulicę. Ale wtedy o tym nie myślałam.
Najważniejszy był Justin.
Odwróciłam się i zobaczyłam zmiażdżony samochód chłopaka. Spojrzałam
za kierownicę drugiego auta, lecz nikogo tam nie było. Dziwne. Czyżby wyskoczył
tak jak my?
Obeszłam powoli miejsce wypadku, rozglądając się za przyjacielem
i drugim kierowcą.
Kątem oka dostrzegłam, że starsza pani gdzieś dzwoni.
Pewnie po pogotowie.
Dzięki Bogu.
Obeszłam samochód i go zobaczyłam. Stał na poboczu. Był w
szoku i lekko ranny, ale nic poważnego mu się nie stało. To było szczęście w
nieszczęściu.
Lecz nigdzie nie było śladu po drugim kierowcy.
Justin zauważył mnie i ruszył w moim kierunku.
Gdy był na tyle blisko by mnie objąć, przytulił mnie mocno.
Mimo całej tej sytuacji, cieszyłam się, że byłam TAK blisko
swojego idola.
Egoistka ze mnie… Muszę to zmienić.
Moje rozmyślania przerwał osiemnastolatek.
- Tak się o Ciebie martwiłem. Nawet sobie tego nie
wyobrażasz! Bałem się sprawdzić co jest po drugiej stronie, bo jeśli coś by Ci
się stało przeze mnie, nie wybaczyłbym sobie. Nie umiałbym z tym żyć –
usłyszałam słowa wypowiadane bardziej do moich włosów, niż do mnie.
- Justin, ja też się bałam, że Cię stracę… Ty…
- Cii – uspokoił mnie szatyn – Nie teraz, kochanie.
Mimo tego, że na zewnątrz nic się nie zmieniło, ja byłam
szeroko uśmiechnięta w środku.
Justin.
Bieber.
Powiedział.
Do.
Mnie.
Kochanie.
NIEWIARYGODNE.
~*~
Niedługo potem przyjechała karetka, policja i straż pożarna.
Po pobieżnych badaniach lekarze dopuścili do nas
policjantów.
- Kto spowodował wypadek? – spytał od razu oficer.
- Jest to nie do
końca jasne, proszę pana. Jechałem dosyć szybko, ale nie przekroczyłem
dozwolonej prędkości. Chciałem wyprzedzić samochód przede mną, gdy nagle nie
wiem skąd na drodze pojawiła się ta ciężarówka. Nie miałem pola manewru, więc
odpięliśmy pasy i wyskoczyliśmy w ostatniej chwili – odparł osiemnastolatek.
- Dobrze, rozumiem. Czy widzieliście kierowcę ciężarówki?
- Niestety nie. Kiedy podniosłem się na poboczu nikogo tam
już nie było. A Ty, widziałaś kogoś Vivianne? – spytał mnie szatyn.
- Niestety – odpowiedziałam speszona.
- Hmm, cóż, to tyle na dzisiaj. Teraz pojedzie na chwilę do
szpitala na badania, a my się jeszcze umówimy na kolejne przesłuchanie, dobrze?
- Okej – odparł oschle Bieber.
- Do widzenia – zakończył rozmowę oficer.
- Do widzenia – powtórzyłam po nim cicho.
~*~
W szpitalu przeszliśmy szereg badań, ale prawie na każdym
byliśmy razem, bo Justin nie pozwolił lekarzom nas rozdzielić.
To było urocze, ale i denerwujące…
Po kilku godzinach spędzonych na oddziale, W KOŃCU pozwolono
nam wrócić do domów.
Bieber zadzwonił po taksówkę, bo jego samochód nie nadawał
się już do jazdy.
Pojazd pojawił się kilka minut po tym, jak szatyn go
zamówił.
Otworzył mi drzwi, po czym obszedł samochód i również wsiadł
do auta.
Dopiero wtedy poczułam ogromne zmęczenie.
Położyłam głowę na kolanach Jusa i ułożyłam się w wygodniej
pozycji. Chłopak uśmiechnął się i zaczął bawić się moimi włosami.
To było bardzo przyjemne, nie powiem.
- Vivianne… - zaczął – przepraszam.
- Ale za co? To co się stało, nie było Twoją winą…
- Przez mój brak odpowiedzialności to wszystko miało
miejsce! To nie powinno się NIGDY wydarzyć, rozumiesz?
- Do czego zmierzasz? – bałam się usłyszeć odpowiedzi…
- Viv, ja… Kiedy Cię poznałem, obiecałem sobie, że będę Cię
chronił. Byłaś, jesteś dla mnie bardzo wyjątkowa. Nie chcę Cię stracić, ale dla
Twojego dobra powinniśmy…. Powinniśmy przestać się przyjaźnić…
- Nie… Justin… Chcesz tego?
- Viv…
- Nie, Justin. Pytam, czy to jest właśnie to, czego chcesz.
- Nie chcę! Oczywiście, że nie! Ty nawet nie wiesz, ile dla
mnie znaczysz, mimo, że znamy się tak krótko.
- To czemu chcesz to wszystko skończyć, przekreślić? –
spytałam z wyrzutem.
Nie planowałam płakać. Ale po tym, co powiedział…
Poczułam jak łza spływa mi po policzku.
Justin spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
Lecz kiedy zobaczył, że płaczę przygnębienie w jego oczach
się pogłębiło.
Nic nie powiedział, tylko mnie mocno przytulił.
- NIGDY nie płacz przez chłopaka, słyszysz? A w szczególnie
nie przeze mnie… - wyszeptał mi do ucha.
- Po prostu przy mnie bądź, dobrze?
Chłopak wziął moją rękę i splótł nasze palce.
- Zawsze – powiedział cicho.
~*~
Dojechaliśmy pod hotel. Bieber zapłacił taksówkarzowi, a ten
odjechał.
Wzięłam przyjaciela za rękę i pociągnęłam w kierunku drzwi
wejściowych.
Szatyn nie sprawiał większego oporu, a ja zauważyłam cień
uśmiechu na jego idealnej twarzy.
Weszliśmy do mojego pokoju, a tam nie było żywej duszy. Na
półce nocnej znalazłam kartkę od Liz o
następującej treści:
Czemu nie
zadzwoniłaś, że miałaś wypadek? Telefonu Ci nie oddał?! Jak wrócisz do pokoju to
od razu do mnie zadzwoń! Jakby co to jestem u Biebera z Christianem ;)
Liz
Od razu spojrzałam na wyświetlacz.
38 nieodebranych.
Kurde.
5 od mamy, 2 od Mattie’go, 1 od Christiana, no i 30 od Liz.
Zadzwoniłam do mamy, informując ją, że żyję i wszystko jest
okej.
To samo powiedziałam, kiedy rozmawiałam z przyjaciółką.
- Mam wracać? – spytała Tyler na koniec rozmowy.
Spojrzałam na Justina, ale ten powiedział bezgłośnie, że
jest mu wszystko jedno.
- Nie musisz – odparłam.
- Hahaha, jasne, rozumiem. Bądźcie grzeczni!
- Liz!!! – wrzasnęłam, ale zdążyła się już rozłączyć.
Zerknęłam na chłopaka. Był bardzo zadowolony z reakcji mojej
przyjaciółki.
- To co robimy? – spytał i poruszył w śmieszny sposób
brwiami.
- Nie zaczynaj, błagam…
Szatyn podszedł do mnie bardzo powoli z ogromnym uśmiechem
na twarzy. Pochylił się nad moją twarzą. Byłam pewna, że zaraz mnie pocałuje,
lecz on tylko wyszeptał mi do ucha:
- Nie wiem, jak Ty,
ale ja jestem strasznie zmęczony dzisiejszym dniem. Idę się położyć, a Ty?
- Hah, okej – przytaknęłam mu.
Podeszliśmy do łóżka, po czym obydwoje się na nie
rzuciliśmy.
Wybuchneliśmy śmiechem jak pięciolatki.
Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, ale w końcu zmęczenie dało
nam się we znaki.
Bieber objął mnie, a ja się w niego wtuliłam. Przykrył nas
kocem, po czym odpłynął.
Ja jednak nie mogłam zasnąć, bo jedna niewypowiedziana myśl
nie dawała mi spokoju.
Kiedy byłam pewna, że chłopak śpi, wyszeptałam cicho do jego
klatki piersiowej:
- Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham.
Uniosłam głowę i zobaczyłam, że Jus się uśmiecha.
Też się uśmiechnęłam, po czym wtuliłam się jeszcze bardziej,
a chłopak objął mnie mocniej.
- Ja Ciebie też – powiedział ledwie słyszalnym głosem.
Byłam wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie.
Nie przesadzam….
Od autorki: Uff no to mamy Jivianne :) ale nie bójcie się :) to dopiero początek....
XOXO,
Cara
ROZDZIAŁ 6
Viv’s POV:
Rano obudziłam się wypoczęta i zadowolona.
To pewnie dzięki Justinowi. Na pewno nie przez Liz.
Momentalnie obraz przyjaciółki stanął mi przed oczyma. Wczoraj
płakała, a ja jej nie pomogłam…
FAJNA ZE MNIE PRZYJACIÓŁKA, NIE MA CO.
~*~
Uchyliłam delikatnie drzwi do pokoju dziewczyny. Spała sobie
smacznie. Wyglądała prześlicznie! W sumie to praktycznie ZAWSZE tak wygląda…
Popatrzyłam na Tyler. Wyglądała tak… niewinnie? Tak, to
dobre określenie.
Podeszłam do jej łóżka i usiadłam na jego brzegu.
Zerknęłam na przyjaciółkę i zaczęłam:
- Przepraszam, że Cię zawiodłam. Mimo, że to wszystko co mi
się stało, zapomniałam, że dzięki Tobie spełniam marzenia… Mam nadzieję, że mi
wybaczysz… Ale nie zdziwię się jeśli jednak nie.
- Wcale nie zawiodłaś – odezwała się zaspanym głosem Liz.
- To Ty… nie śpisz? – brawo za spostrzegawczość Vivianne.
- Obudziłaś mnie – odparła z łobuzerskim uśmiechem.
Po chwili milczenia nie wytrzymałam i zapytałam:
- Liz… między nami wszystko okej?
- Tak jak zawsze – odpowiedziała bez zastanowienia.
- A jak po… - zawahałam się.
- Zerwaniu? Świetnie. Szczerze to mi ulżyło, bo sama
chciałam to zrobić… Płakałam nie przez Jonathana… Po prostu wszystkie emocje
zebrały się razem i wybuchłam, a dziewczyny tak mają, wiesz? – zażartowała.
- Hmmm okej, skoro tak mówisz… Wierzę Ci. – odpowiedziałam.
Dziewczyna kiwnęła głową na znak, że mnie usłyszała.
Uznałam to za koniec rozmowy, więc chciałam wstać, lecz głos
Liz zatrzymał mnie na miejscu.
- Czy umm Christian daje radę?
- Musi… Poczekaj, czemu się o to spytałaś?
- Nic, po prostu chciałam wiedzieć…
- ON CI SIĘ PODOBA, PRAWDA?!
Liz nie odpowiedziała, tylko nieznacznie uśmiechnęła.
- Liz, proszę Cię… nie rób tego, to za wcześnie… -
powiedziałam przerażona.
- Spokojnie, Viv. Jestem już duża, wiem, co robię.
‘Nie byłabym tego taka pewna…’ pomyślałam, ale nie
powiedziałam głośno.
Westchnęłam.
Najwyższy czas się zebrać, Justin może tu być lada moment.
~*~
Czekając na chłopaka w swoim pokoju, układałam fryzurę po raz tysięczny.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku i
ujrzałam uśmiechniętą twarz mojej przyjaciółki.
- Viv, Jus czeka na dole.
- Sk.. Skąd wiesz? – zaskoczyła mnie już drugi raz podczas
jednego dnia. Niewiarygodne.
- Bo ja, w przeciwieństwie do niektórych geniuszy, nie
zostawiam telefonu w bluzie Biebera.
Zarumieniłam się.
- Wiesz co, okropna jesteś! – krzyknęłam rozbawiona.
- Wiem. – ucieszyła się Tyler.
Uśmiechnęłam się do niej i wstałam.
- No to lecę, będę… hmmm… napiszę Ci później, okej?
- Jasne, o ile odzyskasz telefon – zaśmiała się dziewczyna.
Rzuciłam w nią poduszką, na co ona zareagowała serdecznym
śmiechem.
Pokręciłam głową, wychodząc z pokoju.
Na korytarzu nadal słyszałam przytłumiony chichot
dziewczyny.
Justin’s POV:
Napisałem do Liz wiadomość, że już jestem.
Nie miałem ochoty na to spotkanie, ale głupio mi było
skończyć to wszystko przez telefon. Poza tym… nie chciałem tego kończyć. Dzięki
Viv bawiłem się świetnie każdego dnia. Prawie zapomniałem jak to jest… To, że
jestem sławny, nie znaczy, że mam lepsze życie. Jest wręcz odwrotnie. Cały czas
na mnie patrzą. Czekają, aż się potknę, zgubię w tym olbrzymim świecie…
To bardzo trudne życie, a dzięki Viv zapomniałem o tych
wszystkich problemach…
Z moich rozmyślań wyrwała mnie najpiękniejsza dziewczyna
jaką kiedykolwiek widziałem. Co najlepsze, szła w MOJĄ stronę.
Uśmiechała się do MNIE.
Znała MNIE.
Tak. Nie umiem nawet opisać, jak bardzo zauroczony byłem w
Vivianne Brown.
Ale jednego byłem pewien. Namiesza w moim życiu. I to
bardzo. Ale to nie miało dla mnie teraz znaczenia.
Byliśmy tu.
Razem.
Nareszcie.
- Cześć – przywitała się wesoło.
- Hej – rzuciłem. Boże, po co ja się w ogóle odzywam? Zamiast
powiedzieć jej co się naprawdę ze mną dzieje gdy ją widzę, co do niej czuję…
Ale ona ma Mattie’go. Muszę to zaakceptować. Nie, najpierw muszę się dowiedzieć
kim on jest dla Vivi.
To powinno wyjaśnić wszystko.
- Jak po wczorajszym? Jak Ryan? Nadal na mnie zły? –
zapytała.
- Ogólnie dobrze. Christian daje radę… Ryan’em się nie
przejmuj. To pala..
- Nie mów tak! – przerwała mi – To Twój przyjaciel! Przecież
znacie się od dawna! Jak tak możesz?
- On. Cię. Obraził. Więc. Nie. Jest. Już. Moim.
Przyjacielem. – powiedziałem, akcentując każdy wyraz.
- Justin… zatrzymaj się.
- Słucham? – myślałem, że źle usłyszałem.
- Zatrzymaj się. – powiedziała z naciskiem.
Zgodnie z jej prośbą zaparkowałem na poboczu.
Po chwili milczenia zaczęła mówić.
- Justin – powiedziała z czułością – nie możesz mówić, że Ryan
nie jest Twoim przyjacielem. Znacie się od zawsze… A mnie znasz od…. Tygodnia? Może
10 dni?
‘11’ pomyślałem. Jak mogła tego nie wiedzieć?!
- Zastanów się. To nie ma sensu… - kontynuowała.
- Do czego zmierzasz?
– przerwałem jej.
- Nie powinieneś tracić przyjaciół przeze mnie, rozumiesz? Ta
sytuacja nie miała prawa się wydarzyć… nie tak miało być. Proszę Cię, nie
utrudniaj mi tego jeszcze bardziej…
Spojrzałem na nią smutnym wzrokiem.
- A więc wybierasz Mattie’go? – spytałem cicho.
- Słucham? – zdziwiła się.
- To, co usłyszałaś.
- Justin. – zaśmiała się – Mattie to…
- Za bardzo mnie to nie interesuję… Masz tu swój telefon –
powiedziałem oschle, podając jej telefon.
- Justin, ale Mattie to mój…
- Nie istotne Vivi…
- To mój brat, rozumiesz? BRAT. B.R.A.T.
- Brat? – musiałem zabrzmieć jak totalny idiota.
- Tak, to mój brat. Nie wiem czemu Cię tak zdenerwował, ale
powiem mu, żeby tak nie robił – uroczo się uśmiechnęła.
- Nie musisz… Przepraszam… Ja… Ja myślałem, że Ty i Mattie…
- Nie problemu, naprawdę. – widocznie rozbawiły ją moje
podejrzenia. – Ale ważna sprawa. Pogodzisz się z Ryan’em. Dla mnie. – rzuciła mi
ostre spojrzenie.
- Okej, dla Ciebie wszystko, piękna.
- Słucham?
- Nic, nic.
I tak usłyszała bo się uśmiechnęła.
Muszę się nauczyć trzymać język za zębami. Ale to takie
trudne nie mówić komplementów w jej towarzystwie, że chyba oszaleję.
~*~
Wyjechaliśmy na drogę. Tak bardzo chciałem jak najszybciej zabrać ją na
zaplanowany przeze mnie obiad, że znacznie przyspieszyłem. Niestety, przed nami
jechał samochód kierowany przez jakąś
staruszkę, którą mijali nawet rowerzyści.
Postanowiłem ją wyprzedzić, ale nie zmniejszyłem prędkości.
Nagle zza drzew wyłoniła się duża ciężarówka. Nie mogłem nic
zrobić. Usłyszałem tylko krzyk Vivi i zdążyłem odpiąć nasze pasy.
Było.
Za.
Późno.
Od autorki: uuuu co się teraz stanie z Justinem i
Vivianne? Co z Ryan’em? Czy chłopcy sobie wszystko wyjaśnią? Już niedługo nowy
rozdział, śledźcie bloga, lub czekajcie na mojego tweeta (twitter:
@iTweetedJustin).
Gorąco zapraszam do
zapisywania się w informowanych :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
17 kwietnia 2013
ROZDZIAŁ 5
Weszliśmy do domu. Ryan siedział w kuchni.
- Gdzie Caitlin? – spytał Justin.
- Na górze z
Christianem…
Urwał i spojrzał na mnie.
- Musiałeś?!
- Słucham? – myślałam, że się przesłyszałam.
- Spytałem czy musiałeś ją tu wziąć? I jego? Nie widzisz
tego Justin?
- Stary, wyluzuj…
- Nie! Zrozum, znasz ją kilka dni, a już zmieniłeś się nie
do poznania! Kim Ty jesteś Justin?
- Też zadaję sobie to pytanie… i wiem jedno. Nie będziesz
obrażał Vivi w mojej obecności, czy to dla Ciebie jasne? W ogóle nie będziesz
jej obrażał, nie znasz jej.
- Nie wierzę… po prostu nie wierzę… Nie.. To nie ma sensu… -
zaczynał w kółko Butler.
- O co Ci chodzi Ryan? Jaki jest Twój problem, hm? –
spytałam.
W końcu to o mnie chodziło w tej kłótni.
- Naprawdę nie wiesz czy udajesz głupią?
Justin nie wytrzymał. Rzucił się na Ryana, zanim zdążyłam go
zatrzymać.
- Justin! Proszę, nie! – krzyknęłam.
Chłopak posłuchał, ale po jego minie wiedziałam, że nadal ma
ochotę pobić swojego przyjaciela.
- Sądzę, że powinieneś iść do Caitlin, Ryan – odezwałam się.
O dziwo osiemnastolatek mnie posłuchał i udał się w kierunku
schodów do pokoju zapewne Chrisa.
- Czemu?
- Słucham? – zdziwił się Bieber.
- Nie rozumiem, czemu… Czemu chciałeś pobić Butsy’ego tylko
dlatego, że był niemiły…
- Tylko?! Jak możesz tak mówić? NIKT nie będzie Cię
bezkarnie obrażał w mojej obecności!
- Ale… to Twój przyjaciel…
- To wcale nie zwalnia go z tego, żeby traktował moich
przyjaciół z szacunkiem!
- Ale…
- Żadnych ale. Zrozum, nie pozwolę, żeby stało Ci się coś
złego w mojej obecności… Czy możesz to uszanować i pozwolić mi się chronić
zamiast mieć wyrzuty sumienia?
- Just…
- Jeju, Viv, da się u Ciebie wyłączyć wyrzuty sumienia?
Zaśmiałam się.
- Wiesz, jak chcesz, to zawsze mogę sprawdzić… - zaczął
chłopak, unosząc brwi w śmieszny sposób, co spowodowało u mnie atak śmiechu.
Kiedy w końcu opanowałam się na tyle, żeby kontynuować
rozmowę, popatrzyłam na szatyna.
- Wyglądasz uroczo jak się śmiejesz – stwierdził, po czym
oblał się rumieńcem – Przepraszam, zawsze mam tak, że najpierw mówię, potem
myślę.
- Przecież nic się nie stało – zdziwiłam się.
Kiedy to powiedziałam, uświadomiłam sobie co chłopak
powiedział przed momentem przez co momentalnie też się zaczerwieniłam.
- Awww – uśmiechnął się.
Uśmiechnęłam się. DLACZEGO ON BYŁ TAKI UROCZY?!?!
~*~
Przegadałam z Justinem prawie całą noc, ale nagle
przypomniało mi się, że Liz na mnie czeka. Fajna ze mnie przyjaciółka, nie ma
co.
Chłopak odwiózł mnie do hotelu, po czym odprowadził do
pokoju.
- Dziękuję Ci za dzisiaj, mimo całego zamieszania naprawdę
bawiłam się bardzo dobrze.
- Ja również, było naprawdę miło, nie sądzisz?
- Właśnie to powiedziałam, geniuszu – zaśmiałam się.
- Racja.
Wtedy przypomniałam sobie, że cały czas mam na sobie bluzę
chłopaka. Zdjęłam ją i podałam szatynowi. Ten wziął ją z cieniem uśmiechu.
- Jak chcesz, to możesz ją wziąć…
- Nie, bo wtedy już mi więcej nie będziesz pożyczał.
Mój przyjaciel zaśmiał się serdecznie.
- Nie pomyślałem o tym.
- A widzisz :D
- To… Spotkamy się jutro? – spytał niepewnie.
- Bardzo chętnie…. Tylko wiesz, teraz nie chcę zostawiać Liz
samej, rozumiesz?
- Jasne, czyli idzie z nami? – rozchmurzył się.
- Nie o tym mówiłam…
- Ale chcesz, prawda?
- Spytam się Liz i Ci napiszę okej?
- Jasne! – wykrzyknął jak wesołe dziecko, pewny siebie.
Pożegnałam się z Justinem i weszłam do pokoju. Na łóżku
siedziała Liz. Popatrzyła na mnie, po czym poszła do łazienki.
Wzruszyłam ramionami i poszłam do swojej sypialni.
Chciałam włączyć sobie jakąś muzykę przed snem, ale nigdzie
nie mogłam znaleźć mojego telefonu.
Nagle mnie olśniło. Zostawiłam go u Justina w bluzie.
Już chciałam do niego dzwonić, ale skarciłam się za własną
głupotę.
Jak teraz powiem mu czy możemy się jutro spotkać czy nie?
Zresztą to i tak nie miało znaczenia, bo wiedziałam, że przyjdzie, nieważne czy
się zgodzę czy nie.
Stwierdziłam, że nie ma sensu się dłużej zamartwiać, więc
wzięłam prysznic i poszłam spać.
Justin’s POV*:
Oddała mi bluzę, pożegnała się i po prostu weszła do pokoju.
Po prostu. Wiem, że to za szybko by ocenić moje uczucia do Viv, ale wiedziałem
też, że nie jest mi obojętna. W jakiś sposób zaczęło mi na niej zależeć.
Naprawdę, czułem, że kiedyś będziemy razem. Chciałem tego najbardziej na całym
świecie.
Cofam.
Jednak kochałem Viv.
Była idealna. We wszystkim, co robiła.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk sms-a. Wyjąłem komórkę,
ale na ekranie nic się nie pokazało. Zdziwiło mnie to i to nawet bardzo. Byłem
pewien, że dostałem wiadomość. Wtedy
zadzwonił do mnie Christian.
-Kiedy wrócisz? – spytał bez zbędnych powitań.
- Już jadę – powiedziałem wsiadając do samochodu.
- Okej, to jak dojedziesz to do mnie przyjdź.
- Spoko – odparłem, po czym się rozłączyłem.
Teraz miałem już 2 problemy. Pierwszy: jak mam powiedzieć
Vivianne co do niej naprawdę czuję? Co ona zrobi? Co jeśli ona sądzi, że
jesteśmy TYLKO przyjaciółmi? Co wtedy zrobię? Nie chcę tego stracić. Jest dla
mnie zbyt cenna. Nie pozwolę Viv tak po prostu odejść. Znaczy, jeśli to ją
uszczęśliwi będę musiał z tym żyć…
A drugim jest mój przyjaciel Christian, a raczej jego była
dziewczyna, która go zdradziła z chłopakiem Liz. Jezu, co tu się dzieje…
Dokładnie w momencie w którym wszedłem do domu przy moim
boku znalazł się Chris z uśmiechem na twarzy.
-Stary, co Ci? – zapytałem, nie rozumiejąc jego zadowolenia
w takiej sytuacji.
- Nic, cieszę się tylko, że Cię widzę. – odparł zdziwiony.
- Ta, co chcesz?
- Numer.
- Co? – zaskoczył mnie.
- Numer. Numer telefonu Liz.
- Po co Ci on? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Liz Ci się
podoba?
- Nie, znaczy nie wiem. Po prostu dobrze mi się z nią gadało
po… po tym wszystkim sobie pomogliśmy i bardzo zależy mi żeby się z nią
spotkać.
- Hah, jasne, poczekaj, już daję.
Wyjąłem komórkę, po
czym podałem numer Beadles’owi. Ten podziękował mi, po czym udał się do swojego
pokoju.
Wtedy doszedłem do wniosku, że i ja muszę się położyć, bo
jest dosyć późno. Skierowałem się do sypialni, lecz na schodach zatrzymałam
mnie Caitlin. CZY ONI MIELI DZIEŃ ‘ZRÓBMY JUSTINOWI NA ZŁOŚĆ’?!
- Słucham? – spytałem zirytowany.
- Przyszłam, bo Ryan…
- Nie chcę o tym dzisiaj rozmawiać, okej? – nie dałem jej
skończyć.
- Ale Justin…
- Caitlin, proszę… Jutro, dobrze? – zapytałem.
Wzruszyła tylko zrezygnowana ramionami i zeszła na dół.
Uznałem, że już nic więcej nie będzie ode mnie chciała, więc
podszedłem do drzwi swojego pokoju i otworzyłem je.
Rzuciłem bluzę na łóżko, chwyciłem ręcznik i poszedłem do
łazienki. Po długim prysznicu wróciłem do pokoju i przebrałem się. Kiedy miałem
już ścielić łóżko by iść spać moją uwagę przykuła szara bluza, którą pożyczyłem
Viv, a raczej jej kieszeń. Coś się w niej świeciło. Zajrzałem do środka i zobaczyłem białego
iPhone’a Viv. To ona dostała sms-a. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem
numer podpisany jako: ‘Mattie <3’.
Wiem, że nie powinienem czytać cudzych wiadomości, ale
sposób w jaki podpisała Mattie’go mnie zaintrygował.
Nie wytrzymałem.
Otworzyłem sms-a.
Moim oczom ukazał się tekst: ‘Hej Viv, kiedy zadzwonisz? Tęsknię.
Mattie.’
Zamarłem. Przeczytałem to jeszcze raz, drugi, trzeci. Miała
chłopaka. To pewne.
Moją pierwszą myślą było wtedy: JAK ONA MOŻE SIĘ TAK BAWIĆ
MOIM UCZUCIAMI?!!?!?!?!?!
Przecież ja…. Chyba…. Ja…. Ją kochałem.
Ale nie wiedziałem, co ona czuje. Nie mogłem NIC oczekiwać
od Viv, tym bardziej, że miała chłopaka.
Tylko po co to wszystko? Spacery, rozmowy, uśmiechy,
spojrzenia… Znów złapałem się na tym, że rozmarzyłem się o Vivianne Brown.
I najgorsze jest to, że nie mogę jej wyznać swoich uczuć, bo
co to zmieni? Nic. Ona kocha Mattie’go.
~*~
Nawet nie wiem, kiedy zacząłem pisać piosenkę. Gdy
przeczytałem jej całość, dałem jej tytuł ‘Pick Me’. CÓŻ ZA IRONIA.
Zdecydowałem, że muszę ją nagrać. Jeśli Viv tego nie
zrozumie to już sam nie wiem, co mam robić.
Vivianne Brown doprowadzała mnie do szaleństwa. Jestem
zakochany i wściekły jednocześnie, a to tylko z jej powodu.
Nagle uświadomiłem sobie, że muszę o nią walczyć. Nie
pozwolę jej tak po prostu odejść z jakimś tam Mattie’m. Chyba, że to ją
uszczęśliwi…
Dlaczego w moim życiu chociaż jedna rzecz nie może być tak
jak sobie wymarzyłem? No oprócz moich Beliebers…
I z tą myślą zasnąłem, będąc przygotowanym na jutrzejszą
podróż do studia…
Od autorki:
Dobra, to tak mamy nową rzecz, mianowicie JUSTIN’S POV co znaczy JUSTIN’S POINT
OF VIEW(punkt widzenia Justina). To tyle tych nowości na dzisiaj :D
Bardzo chciałabym podziękować mojej kochanej Laurce, za
pomoc przy tym rozdziale i za sam pomysł <3 Chcę również podziękować
Karolinie za podniesienie mnie na duchu :P tak więc dziękuję Wam bardzo
serdecznie za pomoc, czytanie i w ogóle <3
Jeśli przeczytałeś/aś rozdział to zostaw w komentarzu
opinię, będzie mi łatwiej korygować moje błędy :>
XOXO,
Cara
25 lutego 2013
ROZDZIAŁ 4
Łąka była ogromna! Jednak najbardziej urokliwy był mały
mostek z drewna, biegnący przez małą rzekę.
- Dziękuję – wyszeptałam.
- Za co? – zdziwił się szatyn.
- Za to, że mnie tu zabrałeś – uśmiechnęłam się.
- Ach, to… nie ma sprawy…
- Pewnie zabierasz tu każdą dziewczynę – przekomarzałam się.
- Hah, rozczaruję Cię, nikt tu nie był, no może oprócz tych
wszystkich pięknych dziewczyn, które nie odstępują mnie na krok…
- Jesteś okropny! – powiedziałam i wybuchłam śmiechem, kiedy
zobaczyłam jak Justin posmutniał.
To było takie… słodkie.
- Taa, dzięki, śmiej się ze mnie – odparł, śmiejąc się.
- Jakbym tak mogła? Proszę Cię! Justin, uśmiechnij się dla
mnie… - powiedziałam – No proszę, dla mnie! Tylko jeden uśmiech, specjalnie dla
mnie! :>
Bimber uśmiechnął się nienaturalnie, ukazując swoje idealnie
białe zęby.
- Od razu lepiej – zaśmiałam się.
~*~
Spacerowaliśmy wzdłuż rzeki, rozmawiając o naszych
przeszłościach, planach na przyszłość i życiu teraz. Słuchałam Justina z
zaciekawieniem, choć znałam większość faktów z jego życia.
- Co? – przerwał nagle.
- Słucham? – zdziwiłam się.
- Co zrobiłem lub powiedziałem, że mi się tak przyglądasz?
- Ach, przepraszam, już nie będę – powiedziałam zażenowana.
- Hah, ale ja nie powiedziałem, że nie lubię jak mi się
przyglądasz – uśmiechnął się i spojrzał na mnie z ukosa, po czym wrócił do
opowieści.
Przez cały ten czas byłam zajęta wpatrywaniem się w ziemię,
ale uważnie go słuchałam.
Byłam tak zajęta jego historią, że dopiero gdy wyszliśmy z
lasu na drogę zauważyłam, że jest już późno i że muszę wracać. Przeszliśmy
wzdłuż ulicy i Justin otworzył mi drzwi swojego samochodu; poczekał, aż wsiądę
i z uśmiechem ruszył w kierunku miejsca kierowcy. Rozbawiło mnie to. Kiedy
szatyn wsiadł do pojazdu, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Z czego się śmiejesz? Coś przegapiłem? – spytał
zdezorientowany.
- Z Ciebie – odparłam, wiedząc, że nie potraktuje tego
poważnie.
- Wiesz co, dzięki – powiedział, próbując ukryć to, że jest
w dobrym humorze.
- Proszę Cię bardzo.
Resztę drogi spędziliśmy śmiejąc się i żartując. Wtedy
zorientowałam się, że minęliśmy ulicę, na której mieścił się hotel.
- Justin… Gdzie my jedziemy?
- A, no tak, zapomniałem Ci powiedzieć… Dzisiaj jest u mnie
impreza, ale oczywiście jak nie chcesz to nie musimy iść – odpowiedział szatyn.
- No jasne, że chcę! Tylko muszę powiedzieć Liz, że będę
później.
- Och, nie martw się, ona już tam jest – odparł rozbawiony
moją reakcją chłopak.
~*~
Kiedy wjechaliśmy na posesję Justina, z domu już było
słychać dźwięki głośnej muzyki.
- Na pewno chcesz tam iść? – spytał szatyn.
- Tak, znaczy… jak Ty chcesz, w końcu to Twoja impreza.
- Hah, ale tak na dobrą sprawę to ja tylko wypożyczyłem im
dom, a to sprawka Christiana.
- Och, to nie wiem, idziemy? – zapytałam.
- Mhm :>
- Super :3 –
zakończyłam rozmowę.
Weszliśmy do domu. Nie, to była willa. Dosłownie. Do tej
pory takie domy mogłam oglądać jedynie w gazetach, gdzie pisali o nowych
zakupach gwiazd i celebrytów. Słowem: WOW.
To było fenomenalne! Nie mogłam oderwać od tego wzroku. Sam
wygląd zewnętrzny mnie oczarował. Szatyn podszedł do drzwi i otworzył je.
- Madame, wchodzisz? – spytał z uśmiechem.
- Oczywiście, przepraszam, zapatrzyłam się – odparłam.
- Taa, wiem, robi wrażenie – wyszczerzył się chłopak.
- Ale Ty skromny!
- Bywa – odpowiedział, po czym wszedł za mną do wnętrza
budynku.
~*~
W progu zobaczyłam Liz z Jonathanem, którzy rozmawiali dosyć
głośno. Pomyślałam, że to z powodu muzyki, ale kiedy podeszłam bliżej, dotarło
do mnie, że się kłócą.
- Jak mogłeś? Myślałeś, że wszystko będzie w porządku? To
Cię zaskoczę… - krzyknęła Tyler.
- Ale Liz, proszę Cię.. – zaczął Jonathan.
- Nie, po prostu nie. Zawiodłeś mnie. Nie ma sensu tego
dłużej ciągnąć. To koniec, rozumiesz?
- CO?! O co chodzi Liz? – włączyłam się.
Wtedy Tyler odwróciła się do mnie i zobaczyłam, że płacze.
Nie, to niemożliwe. Co się stało? Tyle myśli było w mojej głowie, że po prostu
MUSIAŁAM to wyjaśnić.
Złapałam przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam ją w kierunku
wyjścia.
- Viv, poczekaj… - usłyszałam głos Justina.
- Nie teraz, przepraszam… - powiedziałam, po czym wybiegłam
za uciekającą Liz.
Kiedy byłyśmy już daleko od domu osiemnastolatka, zapytałam
przyjaciółkę:
- Możesz mi w końcu WSZYSTKO wytłumaczyć? Proszę, pogubiłam
się już.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Tak?!
- Więc… Jonathan pocałował się z dziewczyną Christiana, tą
Kate, czy jakoś tak.
- CO?! Chyba Ci się pomyliło! On nie mógł tego zrobić!
- A jednak… Więc nie widziałam innego wyjścia… Jestem w
sumie teraz zadowolona, bo od dawna nam się nie układało… No, ale cóż, bywa.
- Ja bym tak nie umiała. Chyba naprawdę chciałaś z nim
zerwać… Tylko po co go tu ściągałaś?
- No chyba sam chciał przyjechać, a przecież mu nie
zabronię! Poza tym, ciekawe czy Chris nadal będzie z Kate, no bo jak w ogóle
można z nią chodzić? Ona tylko ciągle wszystkim dogryza… Zresztą, nieważne…
- Czekaj, czy ja dobrze słyszałam? Martwisz się o
Christiana? ON CI SIĘ PODOBA?!?!?! Jak Ty tak możesz? Nie poznaję Cię…
- Ja?! To wina Jonathana! To on zepsuł nasz związek. To nie
ja całowałam się z dziewczyną kumpla na oczach własnej dziewczyny. Przepraszam
Cię Viv, ale potrzebuję pobyć sama…
- Jasne, dam Ci spokój…. Ale pod jednym warunkiem - wrócisz
do hotelu. Jak Ci przejdzie to do mnie zadzwonisz. Zgoda? – powiedziałam.
- Tak, zadzwonię niedługo.
Liz poszła w stronę przystanku. Ja w przeciwną. Miałam
nadzieję, że jutro wszystko będzie jak dawniej. To był dopiero 1 tydzień.
~*~
Szłam w kierunku domu Justina. No bo gdzie miałam iść?
I wtedy go zobaczyłam. Chłopak biegł zdenerwowany w moją
stronę. Kiedy podszedł bliżej mnie ujrzałam ulgę w jego oczach.
- Już nigdy, rozumiesz, nigdy tak nie rób, dobrze?
- Co? O co Ci chodzi? – zdziwiłam się.
- O to, że masz odbierać ode mnie telefony, kiedy wychodzisz
sama o tej porze i to na dodatek zdenerwowana! Martwiłem się o Ciebie.
- Przepraszam… Nie wiedziałam, że będziesz się o mnie
martwił.
- Jak miałbym się o Ciebie nie martwić? Viv, proszę Cię….
Zawsze się martwię, jak nie wiem gdzie jesteś i co się z Tobą dzieje…
- Naprawdę?
- Tak – odparł lekko zawstydzony szatyn.
- Mam tak samo – uśmiechnęłam się.
W odpowiedzi dostałam jeden z tych prześlicznych uśmiechów
Justina.
Wtedy, niespodziewanie, coś w moim ubraniu przykuło uwagę
chłopaka. Spojrzałam w dół, ale nie zauważyłam niczego nadzwyczajnego.
- Nie jest Ci zimno bez bluzy?
- Hmmm, trochę, ale da się przeżyć – odpowiedziałam.
- Masz, weź moją – odparł osiemnastolatek.
- Ale wtedy Ty zmarzniesz!
- Jestem z Kanady – uśmiechnął się.
- Ja też! – krzyknęłam oburzona.
Lecz po minie Justina wywnioskowałam, że nie ma co się z nim
kłócić, więc wzięłam od niego bluzę. Szatyn wziął mnie za rękę i ruszyliśmy z powrotem
do domu chłopaka.
Wiem, że to dziwne, ale naprawdę czułam się z nim
bezpieczna, dlatego chciałam żeby ten spacer trwał jak najdłużej. Wiedziałam,
że Justin doskonale wie, co się stało, ale o nic nie pytał…. Tak, to właśnie
była jedna z tych cech, za które go tak bardzo polubiłam.
10 lutego 2013
ROZDZIAŁ 3
‘Hej przepraszam, że już Cię męczę, ale znalazłem genialne
miejsce, które musicie zobaczyć. O której mogę wpaść? 12 Wam pasuje? Justin.’
Przeczytałam wiadomość z 1000 razy zanim dotarło do mnie, że
Justin. Bieber. Chce. Się. Ze. Mną. Spotkać.
No i z Liz. Już zaczęłam się zastanawiać, co mogę założyć,
żebym wyglądała ładnie i żeby było mi wygodnie, kiedy nagle jak oparzona z
pokoju wyskoczyła Elizabeth.
- Co robiliście? – spytała zadziornie.
- Liz! – krzyknęłam.
- Dobra, dobra i tak się dowiem :3 – powiedziała z dziwnym
uśmieszkiem.
- Nigdy nie zgadniesz co się stało, kiedy Ty miałaś mini
randkę z Bieberem! – zaczęła Liz, kiedy tylko weszłyśmy do pokoju.
- To nie była „mini randka”! To, że chciał się umówić na
jutro, żeby pokazać nam ciekawe miejsca w LA nie znaczy, że jesteśmy parą!
- Taaa, jasne, niech Ci będzie, bo chcę Ci coś powiedzieć…
Jonathan do mnie dzwonił i… jutro przyjeżdża! Bierze ze sobą: Ryana, Christiana
i Caitlin, siostrę Chrisa. Właśnie, żebym nie zapomniała Ci powiedzieć: Ryan i
Caitlin to para, żeby nie było nieporozumień… Chociaż moim zdaniem i tak by ich
nie było. Chris przyjeżdża do swojej dziewczyn Kate, więc wszyscy są zajęci,
oprócz Ciebie i Biesa – zakończyła z śmieszną miną.
- Liz, a gdzie oni wszyscy się zatrzymają? – zastanowiło
mnie to, bo nie wyobrażałam sobie żeby 4 osoby więcej mieszkały razem z nami.
- Jonathan wynajmie pokój w naszym hotelu, a reszta
zamieszka u Justina, przynajmniej tak mi Ryan pisał…
- U Justina?!
- Mhm, przylatują jutro rano. – odparła przyjaciółka.
- Ale miałyśmy gdzieś iść z Juju!
- Och, przestań, udajesz głupią, czy naprawdę jesteś?
- Wielkie dzięki – odburknęłam cicho.
- Nie, ale serio, nie widzisz, że on chce się spotkać TYLKO
z Tobą? Dlatego zaprosił swoich znajomych i Jonathana! To oczywiste!
Kiedy Liz to powiedziała, zamurowało mnie. Jak ona w ogóle
może mi mówić takie rzeczy? Przecież wie, że jestem Belieber i takie rzeczy są
surowo zabronione, jeśli chce, żebym funkcjonowała.
I właśnie wtedy pojawiła się we mnie iskierka nadziei, że to
prawda. Dzięki Liz.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do Justina:
‘Cześć, chyba jutro nic z tego nie będzie, skoro
przyjeżdżają Twoi znajomi, prawda? :c Vivi’
Jego reakcja była natychmiastowa. WOW.
‘Przyjeżdżają, ale z Tobą byłem wcześniej umówiony :D Więc
jutro przyjdę po Ciebie około 12, dobrze?’
‘Spoko, do zobaczenia o 12 C:’ – odpisałam po czym poszłam
do siebie do pokoju.
Zdziwiła i ucieszyła mnie reakcja Biebera. Szatyn wyraźnie
wolał spotkać się ze mną niż ze swoimi przyjaciółmi. Haha, a to dopiero 1.
dzień.
Resztę poranka i całe popołudnie spędziłam z Liz rozmawiając
na najróżniejsze tematy, śmiejąc się i chodząc po sklepach.
Wieczorem rozmawiałam z Mattie’m i rodzicami. Nie
wspominałam o planach na jutro i dzisiejszym porannym
spotkaniu. Wolałam ich nie martwić :P
Kiedy skończyłam rozmowę z rodziną, Liz chciała zadzwonić do
swojej mamy, więc oddałam jej laptopa, a sama poszłam się wykąpać. Później
pożegnałam się z przyjaciółką i udałam się do swojej sypialni. Długo nie mogłam
zasnąć, a kiedy się obudziłam byłam wypoczęta jak nigdy.
Wstałam, wyjęłam czarne rurki i koszulkę w czarno-szare,
cienkie paski. Ruszyłam w kierunku
łazienki wraz z ubraniami, gdzie wzięłam prysznic i założyłam ciuchy.
Postanowiłam związać włosy w koka, ale niestety wyszedł mi
tak zwany „artystyczny nieład” z powodu niedawnego cieniowania włosów. ‘ Niech
tak zostanie’ pomyślałam. Lekko się pomalowałam i w drodze powrotnej do pokoju
postanowiłam założyć miętowe vansy – moje ulubione buty. Sprawdziłam godzinę –
dopiero 11. ‘Mam jeszcze godzinę’ pomyślałam. Postanowiłam, że zjem śniadanie,
więc zeszłam na dół, do bufetu. Wzięłam sobie tosta i herbatę, po czym zaczęłam się bawić swoim
białym iPhonem. Przypomniałam sobie, że nie powiedziałam Liz, że wychodzę, więc
wróciłam do pokoju, ale dziewczyna tak słodko spała, że stwierdziłam, iż
zostawię jej karteczkę:
‘Poszłam z Justinem. Jakby co, to dzwoń. Baw się dobrze z
Jonathanem :3 Xoxo Viv’
Wiadomość położyłam
na szafce obok łóżka. Na pewno ją zobaczy, jak tylko wstanie.
Kiedy usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać telewizję
zadzwonił mój telefon. Zobaczyłam zdjęcie Justina na wyświetlaczu. Wszystkie
Beliebers marzą by chociaż go zobaczyć, a tymczasem ja rozmawiam z nim przez
telefon i niedługo wychodzę z nim na cały dzień. WOW.
- Halo? – odebrałam.
- Vivi? Hej, tu Justin – usłyszałam głos chłopaka w
słuchawce.
- Naprawdę? Nie zauważyłam – powiedziałam ironicznie i
zaśmiałam się krótko.
- Bardzo śmieszne. Jesteś już gotowa? Czekam na dole. –
odparł szatyn.
- Ja jestem, ale Liz nie idzie…
- Czemu? – zapytał niby zaskoczony Justin.
- Ty chyba wiesz lepiej, albo Ryan – odpowiedziałam.
- Ach, czyli wiesz?...
- Nie wiem, o co Ci chodzi – odpowiedziałam - ale już schodzę.
Rozłączyłam się.
Poprawiłam włosy, ubrania i sprawdziłam makijaż. Później
wyszłam z pokoju, zamykając drzwi, żeby nikt nie ukradł mojej przyjaciółki.
Szatyn czekał na mnie w holu. Gdy tylko mnie zobaczył na
jego twarzy zagościł uśmiech.
- Cześć – powiedział.
- Cześć – powtórzyłam z uśmiechem.
- Gotowa?
- Zależy na co…
- Zobaczysz, zaśmiał się, po czym wziął mnie za rękę i
poprowadził w stronę samochodu. Nawet nie wiedział, jak się wtedy poczułam.
Przeszył mnie taki przyjemny dreszcz. Bardzo przyjemny.
Justin otworzył przede mną drzwi i poczekał aż wsiądę po
czym obszedł samochód i usiadł na miejscu kierowcy. Ruszyliśmy.
Jechaliśmy dosyć długo. Zaczęłam się martwić, że później nie
będę umiała wrócić do hotelu.
Zatrzymaliśmy się nieopodal jakiegoś lasu. Z całą pewnością
nie byliśmy już w Mieście Aniołów.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałam.
- W najpiękniejszym miejscu, jakie znam.
Ta odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała. Ale Justin
poprowadził nas leśną ścieżką, skąd trafiliśmy na ogromną polanę przy rzeczce,
nad którą wznosił się mały, uroczy mostek.
Tak, to zdecydowanie było najpiękniejsze miejsce na Ziemi.
Od autorki: Wow,
ten rozdział napisałam w bardzo krótkim czasie, ale mam nadzieję, że nadal Wam
się podoba :> pojawiają się w tym rozdziale nowe postacie, do których
zdjęcia wybrała moja koleżanka Emi <3 Ten rozdział dedykuję Emi, bo jej
obiecałam <3
XOXO, Cara
ROZDZIAŁ 2
Wylądowałyśmy wieczorem. Czułam się jak jakaś gwiazda z
Hollywood, bo gdy wysiadłyśmy przyjechał po nas granatowy Range Rover i zawiózł
nas do hotelu. WOW, postarali się z tą nagrodą :> Ucieszyłam się, że moją
przyjaciółką jest Liz. Nie chodziło mi o to, że dzięki niej poleciałam do
Stanów Zjednoczonych. Miałam na myśli to, że nieważne co się działo, ona zawsze
była przy mnie i dla mnie. Spojrzałam w jej kierunku… Jeju, Liz jest taka
śliczna, zawsze podobała się chłopcom z klasy i szkoły, ale ona od kilku lat
chodziła z Jonathan’em. Moim zdaniem bardzo do siebie pasowali. On był wysokim
szatynem o migdałowych oczach, a ona drobną niebieskooką brunetką. Wyglądali
razem cudownie. Chciałabym mieć takiego oddanego i fajnego chłopaka, jakiego
miała Liz… Kiedy tak rozmyślałam o życiu przyjaciółki przypomniało mi się coś
ważnego…
-Lizzy… - zaczęłam, choć bardzo bałam się spytać.
- Tak, Vivi?
- Bo jesteśmy niedaleko domu Justina i…. pomyślałam, że
mogłybyśmy, tylko raz, pójść tam, no wiesz…
- Rany, Viv, serio? Nadal Ci nie przeszło?
- To nigdy nie przejdzie… Jestem Belieber, tak mi zostanie -
uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- No pójdziemy, jaka by ze mnie była przyjaciółka, gdybym
nie pomagała Ci spełniać marzeń? W końcu nie po to zabrałam Cię z tej nudnej
Kanady :P
- Co? Jak możesz mówić, że Kanada jest nudna? Justin się tam
urodził, tak jak my!
- Mówisz mi to chyba tysięczny raz!- powiedziała Liz i
zaczęła się śmiać.
Później zaczęłyśmy się rozpakowywać i po kolei kąpać, po
czym udałyśmy się każda do swojej sypialni.
Obudził mnie dźwięk budzika. Sprawdziłam godzinę – 7.00.
Trochę za wcześnie na zwiedzanie. ‘Ciekawe czy Liz już wstała’ pomyślałam.
Cichutko otworzyłam drzwi do jej pokoju, ale nikogo tam nie było. Przestraszona
szybko sprawdziłam w łazience, ale tam też nie było śladu po przyjaciółce.
Wpadłam w panikę. Szybko przebrałam się i poszłam do recepcji spytać czy nie
widzieli nigdzie brunetki.
Młoda recepcjonistka powiedziała, że Elizabeth jest
aktualnie w bufecie. Ulżyło mi, ale jednocześnie byłam na nią wściekła. Mogła
zostawić karteczkę, albo coś w tym stylu.
Ale kiedy weszłam i zobaczyłam z kim rozmawia Liz,
wściekłość ustąpiła miejsca zdziwieniu i radości.
Przed moją kochaną Liz Tyler stał ON. Tak, właśnie Justin.
Byłam totalnie zaskoczona.
Dziewczyna zobaczyła mnie i zaczęła iść w moją stronę, a
Bieber ruszył za nią.
- Dzień dobry Viv! Jak się spało? Poznajcie się Justin –
Vivianne.
-Heej, miło mi Viv – powiedziałam cicho.
-Mi również, Justin jestem - Boże, taki uśmiech powinien być
zabroniony!
- Liz, mogę Cię prosić na chwilkę?
- Jasne, wybacz Justin- powiedziała Tyler.
- Spoko, tylko wracajcie szybko! – odkrzyknął Bieber, kiedy się
oddalałyśmy.
- POWIEDZMISKĄDGOZNASZJAKGOTUŚCIĄGNĘŁAŚICOONTUWOGÓLEROBI? –
powiedziałam jednym tchem.
- Dobra, to tak, masz genialną przyjaciółkę, która Cię
wspiera, znam go przez Ryana, wiesz mojego kuzyna z Ontario, wiesz, widziałaś go kilka razy jak mieliśmy 3 lata. Nigdy Ci nie
mówiłam, że to TEN Ryan Butler, przyjaciel Justina, bo byś mi żyć nie dała.
Przyjechał, bo ma tu jakieś sprawy i bardzo chciał Cię poznać, bo Ryan mu o
Tobie powiedział :)
no to chyba dobra odpowiedź .
- CO? Jak mogłaś mi nic o tym nie powiedzieć? Gdyby nie to,
że Cię kocham, już dawno bym Cię nienawidziła. A teraz chyba raczej musimy tam
wrócić, bo Justin czeka – powiedziałam uśmiechnięta.
Nagle dotarło do mnie co powiedziała Liz. ‘ Chciał się z
Tobą spotkać, bo Ryan mu o Tobie powiedział’. Rany, Justin Bieber wie, że istnieję,
a co lepsze chciał się ze mną spotkać.
Nie no, to jest dopiero nierealne, a nie jakiś tam wyjazd z
Kanady do Los Angeles.
Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście.
Kiedy wróciłyśmy do stolika Justin uśmiechnął się do mnie.
DLACZEGO ON MI TO ROBI? Chociaż nie powiem, że to mi się nie podobało….
Śniadanie zjedliśmy razem, po czym Justin powiedział, że musi już lecieć na
spotkanie. Pożegnaliśmy się i poszliśmy w różne strony.
Liz i ja już miałyśmy wchodzić do windy, kiedy nagle, nie
wiem skąd pojawił się Bieber i mnie zawołał. Brunetka uśmiechnęła się szeroko i
popchnęła mnie w jego stronę, a sama weszła do windy. Osiemnastolatek podszedł
do mnie i powiedział:
- Viv, wiem, że to może być trochę dziwne, ale bardzo dobrze
mi się z Tobą rozmawia, – znowu się uśmiechnął, pokazując przy tym swoje
idealne zęby. – Mam nadzieję, że zrobisz mi tę przyjemność i pozwolisz się
oprowadzić po LA wraz z Liz.
Byłam zaskoczona. Nie, ja byłam w totalnym szoku!
- Jas.. um Jasne – brawo Viv – z chęcią. Tylko nie chcę
zajmować Ci czasu..
- Hahahaha, nie zajmiesz :D W każdym bądź razie na pewno go
nie zmarnuję.
CZY JA ŚNIĘ??? JESZCZE 2 TYGODNIE TEMU MOGŁAM MARZYĆ O
TAKICH RZECZACH PRZED SNEM, A TERAZ?!?!?
- Dziękuję, hmm tylko czy nie masz żadnych zobowiązań? W
końcu nie masz chyba wolnego przez cały miesiąc..
- W sumie to mam, trasa się skończyła, na razie nic nie
nagrywamy, żadnych wywiadów i tak dalej, no chyba, że Scooter coś wymyśli, ale
to najwyżej kilka dni, a tak to mam wolne wakacje. – odparł Justin.
- No to skoro tak, to dobrze – odpowiedziałam i uśmiechnęłam
się najładniej jak umiałam.
- To może podasz mi swój numer, to się umówimy na jutro? Bo
niestety dzisiaj nie dam rady…
- Oczywiście. – Czy to się dzieje naprawdę?
Wymieniliśmy się numerami, pożegnaliśmy po raz drugi, po
czym Justin wyszedł z hotelu, wsiadł do swojego samochodu i odjechał.
A ja zostałam w holu, czułam się jak najszczęśliwsza osoba
na świecie. Byłam pewna, że to sen.
Poszłam w kierunku windy, kiedy już miałam wychodzić na swoje piętro,
usłyszałam dzwonek telefonu. Dostałam smsa. Spojrzałam na wyświetlacz. Justin.
Od autorki: Uff
napisałam to wszystko w ciągu godziny,
mam nadzieję, że Wam się podoba :> wszelkie uwagi (bardzo chętnie
przyjmowane) proszę w komentarzach. I bardzo przepraszam, za wszystkie błędy,
które tu się pojawiły. Wiem, że często dodaje rozdziały, ale póki mam wenę by pisać muszę z niej korzystać :3
XOXO, Cara
9 lutego 2013
ROZDZIAŁ 1
Szłam szybko. Nawet bardzo. Tylko dlatego, że moja
przyjaciółka Liz zadzwoniła i kazała mi natychmiast przyjść do jej domu. Nie
chciała mi powiedzieć o co chodzi. Przyznam, bałam się, zastanawiałam się o co
może chodzić. Lizzy zawsze mówiła mi o wszystkim od razu. Z tego też powodu
miałam o czym rozmyślać w czasie 20 minutowego spaceru do domu przyjaciółki.
Kiedy zapukałam otworzyła mi niska, zielonooka blondynka –
Mary, młodsza siostra Elizabeth. W holu natomiast pojawiła się brunetka, o
niebieskich, jasnych oczach. Pociągnęła mnie do swojego brązowego pokoju. Miała
w nim kremową komodę, stojącą nieopodal okna wychodzącego na najpiękniejszy
widok pod słońcem: góry, przy zachodzącym słońcu. Naprzeciwko stało
ciemno-czekoladowe, ogromne łóżko, które uwielbiałam. Rzuciłam okiem na biurko
Liz i zobaczyłam tam wielki bałagan, co mi do niej nie pasowało, bo zawsze
lubiła porządek. Spojrzałam na nią wyczekująco, chcąc się dowiedzieć, co było
tak ważne, że musiała mi o tym osobiście powiedzieć.
- No więc… - zaczęła Liz.- Zadzwoniłam do Ciebie w
nietypowej sytuacji… Teraz zachowaj spokój… Pamiętasz jak brałam udział w tym
konkursie o kulturoznawstwie? Zajęłam 1. miejsce i wygrałam 2 bilety na
miesięczny pobyt w Los Angeles, i bardzo bym chciała, żebyś ze mną pojechała.
Liz uśmiechnęła się widząc moją reakcję. Zamurowało mnie,
dosłownie. Nie wiedziałam co miałam powiedzieć. To było jak sen, spełnienie
marzeń. Ale pojawił się mały problem w mojej głowie.
- O Boże, naprawdę?!?!? Jeju, oczywiście, że chcę, bardzo…
Tylko nie wiem, co na to rodzice… - powiedziałam.
-Hahaha, o to się nie martw! Moja mama dzwoniła już do
Twojej, zgodzili się, ale pod jednym warunkiem.
- COOOO? – nie mogłam uwierzyć, że moje marzenia właśnie się
spełniają- Poczekaj, jaki warunek?
- Masz im coś przywieźć :) - uśmiechnęła się.
Boże, moje największe marzenie właśnie się spełnia….
- Kiedy mamy lecieć? – zapytałam podekscytowana.
- Za dwa tygodnie, zaraz po zakończeniu szkoły, pierwszy
miesiąc wakacji w LA, wyobrażasz sobie?!
- Ale to już niedługo, a żeby spędzić tam miesiąc trzeba
mieć mnóstwo pieniędzy … - zasmuciłam się.
- Wszystko jest opłacone: hotel, lot, wyżywienie, parki
rozrywki i tak dalej, jedyne o co musisz zadbać to wziąć kasę na swoje
zachcianki, ale o tym też Twoi rodzice już wiedzą i Ci dadzą, obiecali mojej
mamie.
Już nie mogło być żadnego ‘ale’. Wszystko to było takie…
nierealne. Tak to bardzo dobre określenie. Przytuliłam Liz, po czym pożegnałam
się z nią i Mary i ruszyłam w stronę swojego domu. Nie mogłam przestać o jednej
rzeczy. ‘ Mam tak dużą okazję by go poznać, nie mogę tego zmarnować, musze
zacząć wierzyć, że marzenia naprawdę się spełniają… Jeju, naprawdę mogę go
poznać i z nim porozmawiać … Hahahaha Justin zawsze jest w mojej głowie,
nieważne co się stanie. Pomyślałam wtedy, że to ta słynna przypadłość
wszystkich Beliebers :D
Dwa ostatnie tygodnie zleciały bardzo szybko. Obie z Liz
dostałyśmy dyplomy i byłyśmy bardzo podekscytowane podróżą. Zaraz po ceremonii
wróciłam do domu, by dopakować rzeczy i kiedy już byłam gotowa, zeszłam z
walizką na dół, gdzie czekali na mnie rodzice, Liz i jej rodzice.
No to dopiero teraz wszystko się zaczyna…
Od autorki: Hej
wszystkim! :>
to mój pierwszy blog, więc bardzo proszę o wyrozumiałość, ale liczę też na to,
że dzięki Waszej krytyce będę coraz lepiej pisać, tak więc nie krępujcie się,
dodawajcie komentarze z Waszymi opiniami, to będzie bardzo pomocne w dalszej pracy :D
Bardzo przepraszam, że ten rozdział taki krótki, ale nie
chciałam Was od razu zasypywać długim tekstem…
XOXO, Cara
PROLOG
Zadziwiające jak dużo
może się zmienić w ciągu roku, kilku miesięcy, czy nawet tygodni…
Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie zmieni się o 180
stopni w tak krótkim czasie… I to jeszcze przez tak małe wydarzenie, które nie
miałoby miejsca gdyby nie ludzie, których kocham. Ale w końcu ‘Nigdy Nie Mów
Nigdy’ :)
Od autorki: Mam
nadzieję, że spodoba Wam się mój blog, postaram się pisać jak najlepiej! :3 Zostawiajcie komentarze z opiniami lub Waszymi Twitter’ami jeśli chcecie być
informowani o nowych losach bohaterów opowiadania :P
Wielkie podziękowania dla Dominiki (@marchelx3) za pomoc
przy blogu! :D
XOXO, Cara
Subskrybuj:
Posty (Atom)