23 lipca 2013

pozegnanie xx

czesc,
przepraszam, ze nie bede  uzywac tu polskich znakow ale pisze to na telefonie :cc
No wiec.....
zawieszam bloga.
decyzja ostateczna.
 jest mi bardzo przykro z tego powodu Wiktoria, ale po prostu wszystkie moje prosby koncza sie na niczym wiec nie ma sensu sie dalej starac... tym bardziej ze totalnie sie pogubilam i juz nawet zgubilam pomysly na wszystkie rozdzialy...
bede pisac drugie - troche inne, bo oprocz justina pojawi sie 1d :)
mam nadzieje ze moze to drugie bardziej sie  wam spodoba, ale wierzcie ze w to wkladalam cale serce zeby bylo dobre, ale to najwidoczniej  dla was za malo jesli nie ma dangera itpitd a mi po prostu taka tematyka nie odpowiada....
bardzo dziekuje za wszystkie komentarze choc bylo ich bardzo malo :/
jesli chcecie kontakt do mnie to  moj tt to: @becutelikeAri
jesli w jakis sposob chcielibyscie kierowac do mnie swoje uwagi, zastrzezenia czy tez opinie o blogu to bardzo prosze na tt bo tutaj wiecej nie wejde raczej no chyba ze raz kontrolnie ale to max.
dziekuje za to przygode jaka bylo pisanie tutaj, przykro mi ze musimy sie pozegnac ale coz, to juz wy zdecydowaliscie...

xoxo, cara

17 lipca 2013

WAŻNE PRZECZYTAJ !!!

Cześć,
mam małe pytanko: ... umm czy ktoś w ogóle czyta tego bloga? bo jeśli nie to nie ma sensu marnować czasu na pisanie i wymyślanie nowych rozdziałów... proszę odpowiedzcie, bo następny rozdział mam już gotowy, tylko nwm czy jest sens go dodawać :c
odpowiadajcie w komentarzach POD TYM postem... jeśli do piątku nie będzie żadnej odpowiedzi, to zawieszam bloga... z góry przepraszam Was za to, że tak kończę i wgl ale po co mam się męczyć skoro grono odbiorców to moja koleżanka Madzia... :(
xoxo,
cara

1 maja 2013

ROZDZIAŁ 7


Viv’s POV:
Justin wyprzedzał jakąś staruszkę. Jechaliśmy dosyć szybko, ale nie zwracałam na to uwagi. Ufałam mu.
Bawiłam się nitką od bluzki, kiedy coś mnie tchnęło, żeby spojrzeć na drogę.
W naszym kierunku jechała jakaś ciemna ciężarówka.
Była już BARDZO blisko, a mimo to nie zwalniała.
Krzyknęłam. Tylko tyle mogłam zrobić.
Na szczęście chłopak zachował zimną krew i odpiął nasze pasy.
- SKACZ! - wrzasnął i otworzył swoje drzwi.
Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać.
Ku mojej uldze  staruszka widząc co się dzieje, zatrzymała auto.

Nie sądziłam, że mogę się tak boleśnie poobijać przez skok na ulicę. Ale wtedy o tym nie myślałam.
Najważniejszy był Justin.
Odwróciłam się i zobaczyłam zmiażdżony samochód chłopaka. Spojrzałam za kierownicę drugiego auta, lecz nikogo tam nie było. Dziwne. Czyżby wyskoczył tak jak my?
Obeszłam powoli miejsce wypadku, rozglądając się za przyjacielem i drugim kierowcą.
Kątem oka dostrzegłam, że starsza pani gdzieś dzwoni.
Pewnie po pogotowie.
Dzięki Bogu.

Obeszłam samochód i go zobaczyłam. Stał na poboczu. Był w szoku i lekko ranny, ale nic poważnego mu się nie stało. To było szczęście w nieszczęściu.
Lecz nigdzie nie było śladu po drugim kierowcy.

Justin zauważył mnie i ruszył w moim kierunku.
Gdy był na tyle blisko by mnie objąć, przytulił mnie mocno.
Mimo całej tej sytuacji, cieszyłam się, że byłam TAK blisko swojego idola.
Egoistka ze mnie… Muszę to zmienić.
Moje rozmyślania przerwał osiemnastolatek.
- Tak się o Ciebie martwiłem. Nawet sobie tego nie wyobrażasz! Bałem się sprawdzić co jest po drugiej stronie, bo jeśli coś by Ci się stało przeze mnie, nie wybaczyłbym sobie. Nie umiałbym z tym żyć – usłyszałam słowa wypowiadane bardziej do moich włosów, niż do mnie.
- Justin, ja też się bałam, że Cię stracę… Ty…
- Cii – uspokoił mnie szatyn – Nie teraz, kochanie.
Mimo tego, że na zewnątrz nic się nie zmieniło, ja byłam szeroko uśmiechnięta w środku.
Justin.
Bieber.
Powiedział.
Do.
Mnie.
Kochanie.
NIEWIARYGODNE.

~*~

Niedługo potem przyjechała karetka, policja i straż pożarna.
Po pobieżnych badaniach lekarze dopuścili do nas policjantów.
- Kto spowodował wypadek? – spytał od razu oficer.
-  Jest to nie do końca jasne, proszę pana. Jechałem dosyć szybko, ale nie przekroczyłem dozwolonej prędkości. Chciałem wyprzedzić samochód przede mną, gdy nagle nie wiem skąd na drodze pojawiła się ta ciężarówka. Nie miałem pola manewru, więc odpięliśmy pasy i wyskoczyliśmy w ostatniej chwili – odparł osiemnastolatek.
- Dobrze, rozumiem. Czy widzieliście kierowcę ciężarówki?
- Niestety nie. Kiedy podniosłem się na poboczu nikogo tam już nie było. A Ty, widziałaś kogoś Vivianne? – spytał mnie szatyn.
- Niestety – odpowiedziałam speszona.
- Hmm, cóż, to tyle na dzisiaj. Teraz pojedzie na chwilę do szpitala na badania, a my się jeszcze umówimy na kolejne przesłuchanie, dobrze?
- Okej – odparł oschle Bieber.
- Do widzenia – zakończył rozmowę oficer.
- Do widzenia – powtórzyłam po nim cicho.

~*~

W szpitalu przeszliśmy szereg badań, ale prawie na każdym byliśmy razem, bo Justin nie pozwolił lekarzom nas rozdzielić.
To było urocze, ale i denerwujące…

Po kilku godzinach spędzonych na oddziale, W KOŃCU pozwolono nam wrócić do domów.
Bieber zadzwonił po taksówkę, bo jego samochód nie nadawał się już do jazdy.
Pojazd pojawił się kilka minut po tym, jak szatyn go zamówił.
Otworzył mi drzwi, po czym obszedł samochód i również wsiadł do auta.
Dopiero wtedy poczułam ogromne zmęczenie.
Położyłam głowę na kolanach Jusa i ułożyłam się w wygodniej pozycji. Chłopak uśmiechnął się i zaczął bawić się moimi włosami.
To było bardzo przyjemne, nie powiem.

- Vivianne… - zaczął – przepraszam.
- Ale za co? To co się stało, nie było Twoją winą…
- Przez mój brak odpowiedzialności to wszystko miało miejsce! To nie powinno się NIGDY wydarzyć, rozumiesz?
- Do czego zmierzasz? – bałam się usłyszeć odpowiedzi…
- Viv, ja… Kiedy Cię poznałem, obiecałem sobie, że będę Cię chronił. Byłaś, jesteś dla mnie bardzo wyjątkowa. Nie chcę Cię stracić, ale dla Twojego dobra powinniśmy…. Powinniśmy przestać się przyjaźnić…
- Nie… Justin… Chcesz tego?
- Viv…
- Nie, Justin. Pytam, czy to jest właśnie to, czego chcesz.
- Nie chcę! Oczywiście, że nie! Ty nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz, mimo, że znamy się tak krótko.
- To czemu chcesz to wszystko skończyć, przekreślić? – spytałam z wyrzutem.
Nie planowałam płakać. Ale po tym, co powiedział…
Poczułam jak łza spływa mi po policzku.
Justin spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
Lecz kiedy zobaczył, że płaczę przygnębienie w jego oczach się pogłębiło.
Nic nie powiedział, tylko mnie mocno przytulił.
- NIGDY nie płacz przez chłopaka, słyszysz? A w szczególnie nie przeze mnie… - wyszeptał mi do ucha.
- Po prostu przy mnie bądź, dobrze?
Chłopak wziął moją rękę i splótł nasze palce.
- Zawsze – powiedział cicho.

~*~

Dojechaliśmy pod hotel. Bieber zapłacił taksówkarzowi, a ten odjechał.
Wzięłam przyjaciela za rękę i pociągnęłam w kierunku drzwi wejściowych.
Szatyn nie sprawiał większego oporu, a ja zauważyłam cień uśmiechu na jego idealnej twarzy.
Weszliśmy do mojego pokoju, a tam nie było żywej duszy. Na półce nocnej znalazłam kartkę od Liz o  następującej treści:
Czemu nie zadzwoniłaś, że miałaś wypadek? Telefonu Ci nie oddał?! Jak wrócisz do pokoju to od razu do mnie zadzwoń! Jakby co to jestem u Biebera z Christianem ;)
                                                                                                             Liz

Od razu spojrzałam na wyświetlacz.
38 nieodebranych.
Kurde.
5 od mamy, 2 od Mattie’go, 1 od Christiana, no  i 30 od Liz.

Zadzwoniłam do mamy, informując ją, że żyję i wszystko jest okej.
To samo powiedziałam, kiedy rozmawiałam z przyjaciółką.
- Mam wracać? – spytała Tyler na koniec rozmowy.
Spojrzałam na Justina, ale ten powiedział bezgłośnie, że jest mu wszystko jedno.
- Nie musisz – odparłam.
- Hahaha, jasne, rozumiem. Bądźcie grzeczni!
- Liz!!! – wrzasnęłam, ale zdążyła się już rozłączyć.

Zerknęłam na chłopaka. Był bardzo zadowolony z reakcji mojej przyjaciółki.

- To co robimy? – spytał i poruszył w śmieszny sposób brwiami.
- Nie zaczynaj, błagam…
Szatyn podszedł do mnie bardzo powoli z ogromnym uśmiechem na twarzy. Pochylił się nad moją twarzą. Byłam pewna, że zaraz mnie pocałuje, lecz on tylko wyszeptał mi do ucha:
 - Nie wiem, jak Ty, ale ja jestem strasznie zmęczony dzisiejszym dniem. Idę się położyć, a Ty?
- Hah, okej – przytaknęłam mu.

Podeszliśmy do łóżka, po czym obydwoje się na nie rzuciliśmy.
Wybuchneliśmy śmiechem jak pięciolatki.
Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, ale w końcu zmęczenie dało nam się we znaki.
Bieber objął mnie, a ja się w niego wtuliłam. Przykrył nas kocem, po czym odpłynął.
Ja jednak nie mogłam zasnąć, bo jedna niewypowiedziana myśl nie dawała mi spokoju.
Kiedy byłam pewna, że chłopak śpi, wyszeptałam cicho do jego klatki piersiowej:
- Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham.
Uniosłam głowę i zobaczyłam, że Jus się uśmiecha.
Też się uśmiechnęłam, po czym wtuliłam się jeszcze bardziej, a chłopak objął mnie mocniej.
- Ja Ciebie też – powiedział ledwie słyszalnym głosem.

Byłam wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie.
Nie przesadzam….




Od autorki:  Uff no to mamy Jivianne :) ale nie bójcie się :) to dopiero początek....

XOXO,
Cara

ROZDZIAŁ 6



Viv’s POV:

Rano obudziłam się wypoczęta i zadowolona.
To pewnie dzięki Justinowi.  Na pewno nie przez Liz.
Momentalnie obraz przyjaciółki stanął mi przed oczyma. Wczoraj płakała, a ja jej nie pomogłam…
FAJNA ZE MNIE PRZYJACIÓŁKA, NIE MA CO.
~*~


Uchyliłam delikatnie drzwi do pokoju dziewczyny. Spała sobie smacznie. Wyglądała prześlicznie! W sumie to praktycznie ZAWSZE tak wygląda…
Popatrzyłam na Tyler. Wyglądała tak… niewinnie? Tak, to dobre określenie.
Podeszłam do jej łóżka i usiadłam na jego brzegu.
Zerknęłam na przyjaciółkę i zaczęłam:
- Przepraszam, że Cię zawiodłam. Mimo, że to wszystko co mi się stało, zapomniałam, że dzięki Tobie spełniam marzenia… Mam nadzieję, że mi wybaczysz… Ale nie zdziwię się jeśli jednak nie.
- Wcale nie zawiodłaś – odezwała się zaspanym głosem Liz.
- To Ty… nie śpisz? – brawo za spostrzegawczość Vivianne.
- Obudziłaś mnie – odparła z łobuzerskim uśmiechem.

Po chwili milczenia nie wytrzymałam i zapytałam:
- Liz… między nami wszystko okej?
- Tak jak zawsze – odpowiedziała bez zastanowienia.
- A jak po… - zawahałam się.
- Zerwaniu? Świetnie. Szczerze to mi ulżyło, bo sama chciałam to zrobić… Płakałam nie przez Jonathana… Po prostu wszystkie emocje zebrały się razem i wybuchłam, a dziewczyny tak mają, wiesz? – zażartowała.
- Hmmm okej, skoro tak mówisz… Wierzę Ci. – odpowiedziałam.
Dziewczyna kiwnęła głową na znak, że mnie usłyszała.

Uznałam to za koniec rozmowy, więc chciałam wstać, lecz głos Liz zatrzymał mnie na miejscu.
- Czy umm Christian daje radę?
- Musi… Poczekaj, czemu się o to spytałaś?
- Nic, po prostu chciałam wiedzieć…
- ON CI SIĘ PODOBA, PRAWDA?!

Liz nie odpowiedziała, tylko nieznacznie uśmiechnęła.

- Liz, proszę Cię… nie rób tego, to za wcześnie… - powiedziałam przerażona.
- Spokojnie, Viv. Jestem już duża, wiem, co robię.

‘Nie byłabym tego taka pewna…’ pomyślałam, ale nie powiedziałam głośno.
Westchnęłam.
Najwyższy czas się zebrać, Justin może tu być lada moment.


~*~


Czekając na chłopaka w swoim pokoju,  układałam fryzurę po raz tysięczny.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam uśmiechniętą twarz mojej przyjaciółki.

- Viv, Jus czeka na dole.
- Sk.. Skąd wiesz? – zaskoczyła mnie już drugi raz podczas jednego dnia. Niewiarygodne.
- Bo ja, w przeciwieństwie do niektórych geniuszy, nie zostawiam telefonu w bluzie Biebera.

Zarumieniłam się.

- Wiesz co, okropna jesteś! – krzyknęłam rozbawiona.
- Wiem. – ucieszyła się Tyler.

Uśmiechnęłam się do niej i wstałam.

- No to lecę, będę… hmmm… napiszę Ci później, okej?
- Jasne, o ile odzyskasz telefon – zaśmiała się dziewczyna.

Rzuciłam w nią poduszką, na co ona zareagowała serdecznym śmiechem.

Pokręciłam głową, wychodząc z pokoju.

Na korytarzu nadal słyszałam przytłumiony chichot dziewczyny.


Justin’s POV:

Napisałem do Liz wiadomość, że już jestem.
Nie miałem ochoty na to spotkanie, ale głupio mi było skończyć to wszystko przez telefon. Poza tym… nie chciałem tego kończyć. Dzięki Viv bawiłem się świetnie każdego dnia. Prawie zapomniałem jak to jest… To, że jestem sławny, nie znaczy, że mam lepsze życie. Jest wręcz odwrotnie. Cały czas na mnie patrzą. Czekają, aż się potknę, zgubię w tym olbrzymim świecie…
To bardzo trudne życie, a dzięki Viv zapomniałem o tych wszystkich problemach…

Z moich rozmyślań wyrwała mnie najpiękniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem. Co najlepsze, szła w MOJĄ stronę.
Uśmiechała się do MNIE.
Znała MNIE.
Tak. Nie umiem nawet opisać, jak bardzo zauroczony byłem w Vivianne Brown.
Ale jednego byłem pewien. Namiesza w moim życiu. I to bardzo. Ale to nie miało dla mnie teraz znaczenia.
Byliśmy tu.
Razem.
Nareszcie.

- Cześć – przywitała się wesoło.
- Hej – rzuciłem. Boże, po co ja się w ogóle odzywam? Zamiast powiedzieć jej co się naprawdę ze mną dzieje gdy ją widzę, co do niej czuję… Ale ona ma Mattie’go. Muszę to zaakceptować. Nie, najpierw muszę się dowiedzieć kim on jest dla Vivi.
To powinno wyjaśnić wszystko.
- Jak po wczorajszym? Jak Ryan? Nadal na mnie zły? – zapytała.
- Ogólnie dobrze. Christian daje radę… Ryan’em się nie przejmuj. To pala..
- Nie mów tak! – przerwała mi – To Twój przyjaciel! Przecież znacie się od dawna! Jak tak możesz?
- On. Cię. Obraził. Więc. Nie. Jest. Już. Moim. Przyjacielem. – powiedziałem, akcentując każdy wyraz.
- Justin… zatrzymaj się.
- Słucham? – myślałem, że źle usłyszałem.
- Zatrzymaj się. – powiedziała z naciskiem.

Zgodnie z jej prośbą zaparkowałem na poboczu.

Po chwili milczenia zaczęła mówić.

- Justin – powiedziała z czułością – nie możesz mówić, że Ryan nie jest Twoim przyjacielem. Znacie się od zawsze… A mnie znasz od…. Tygodnia? Może 10 dni?

‘11’ pomyślałem. Jak mogła tego nie wiedzieć?!

- Zastanów się. To nie ma sensu… - kontynuowała.
-  Do czego zmierzasz? – przerwałem jej.
- Nie powinieneś tracić przyjaciół przeze mnie, rozumiesz? Ta sytuacja nie miała prawa się wydarzyć… nie tak miało być. Proszę Cię, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej…

Spojrzałem na nią smutnym wzrokiem.

- A więc wybierasz Mattie’go? – spytałem cicho.
- Słucham? – zdziwiła się.
- To, co usłyszałaś.
- Justin. – zaśmiała się – Mattie to…
- Za bardzo mnie to nie interesuję… Masz tu swój telefon – powiedziałem oschle, podając jej telefon.
- Justin, ale Mattie to mój…
- Nie istotne Vivi…
- To mój brat, rozumiesz? BRAT. B.R.A.T.
- Brat? – musiałem zabrzmieć jak totalny idiota.
- Tak, to mój brat. Nie wiem czemu Cię tak zdenerwował, ale powiem mu, żeby tak nie robił – uroczo się uśmiechnęła.
- Nie musisz… Przepraszam… Ja… Ja myślałem, że Ty i Mattie…
- Nie problemu, naprawdę. – widocznie rozbawiły ją moje podejrzenia. – Ale ważna sprawa. Pogodzisz się z Ryan’em. Dla mnie. – rzuciła mi ostre spojrzenie.
- Okej, dla Ciebie wszystko, piękna.
- Słucham?
- Nic, nic.
I tak usłyszała bo się uśmiechnęła.
Muszę się nauczyć trzymać język za zębami. Ale to takie trudne nie mówić komplementów w jej towarzystwie, że chyba oszaleję.

~*~
Wyjechaliśmy na drogę. Tak bardzo chciałem jak najszybciej zabrać ją na zaplanowany przeze mnie obiad, że znacznie przyspieszyłem. Niestety, przed nami jechał samochód kierowany przez jakąś  staruszkę, którą mijali nawet rowerzyści.
Postanowiłem ją wyprzedzić, ale nie zmniejszyłem prędkości.

Nagle zza drzew wyłoniła się duża ciężarówka. Nie mogłem nic zrobić. Usłyszałem tylko krzyk Vivi i zdążyłem odpiąć nasze pasy.


Było.


Za.


Późno.




Od autorki: uuuu co się teraz stanie z Justinem i Vivianne? Co z Ryan’em? Czy chłopcy sobie wszystko wyjaśnią? Już niedługo nowy rozdział, śledźcie bloga, lub czekajcie na mojego tweeta (twitter: @iTweetedJustin).
Gorąco zapraszam do zapisywania się w informowanych :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

17 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 5



Weszliśmy do domu. Ryan siedział w kuchni.
- Gdzie Caitlin? – spytał Justin.
- Na górze z  Christianem…
Urwał i spojrzał na mnie.
- Musiałeś?!
- Słucham? – myślałam, że się przesłyszałam.
- Spytałem czy musiałeś ją tu wziąć? I jego? Nie widzisz tego Justin?
- Stary, wyluzuj…
- Nie! Zrozum, znasz ją kilka dni, a już zmieniłeś się nie do poznania! Kim Ty jesteś Justin?
- Też zadaję sobie to pytanie… i wiem jedno. Nie będziesz obrażał Vivi w mojej obecności, czy to dla Ciebie jasne? W ogóle nie będziesz jej obrażał, nie znasz jej.
- Nie wierzę… po prostu nie wierzę… Nie.. To nie ma sensu… - zaczynał w kółko Butler.
- O co Ci chodzi Ryan? Jaki jest Twój problem, hm? – spytałam.
W końcu to o mnie chodziło w tej kłótni.
- Naprawdę nie wiesz czy udajesz głupią?
Justin nie wytrzymał. Rzucił się na Ryana, zanim zdążyłam go zatrzymać.
- Justin! Proszę, nie! – krzyknęłam.
Chłopak posłuchał, ale po jego minie wiedziałam, że nadal ma ochotę pobić swojego przyjaciela.
- Sądzę, że powinieneś iść do Caitlin, Ryan – odezwałam się.
O dziwo osiemnastolatek mnie posłuchał i udał się w kierunku schodów do pokoju zapewne Chrisa.
- Czemu?
- Słucham? – zdziwił się Bieber.
- Nie rozumiem, czemu… Czemu chciałeś pobić Butsy’ego tylko dlatego, że był niemiły…
- Tylko?! Jak możesz tak mówić? NIKT nie będzie Cię bezkarnie obrażał w mojej obecności!
- Ale… to Twój przyjaciel…
- To wcale nie zwalnia go z tego, żeby traktował moich przyjaciół z szacunkiem!
- Ale…
- Żadnych ale. Zrozum, nie pozwolę, żeby stało Ci się coś złego w mojej obecności… Czy możesz to uszanować i pozwolić mi się chronić zamiast mieć wyrzuty sumienia?
- Just…
- Jeju, Viv, da się u Ciebie wyłączyć wyrzuty sumienia?
Zaśmiałam się.
- Wiesz, jak chcesz, to zawsze mogę sprawdzić… - zaczął chłopak, unosząc brwi w śmieszny sposób, co spowodowało u mnie atak śmiechu.
Kiedy w końcu opanowałam się na tyle, żeby kontynuować rozmowę, popatrzyłam na szatyna.
- Wyglądasz uroczo jak się śmiejesz – stwierdził, po czym oblał się rumieńcem – Przepraszam, zawsze mam tak, że najpierw mówię, potem myślę.
- Przecież nic się nie stało – zdziwiłam się.
Kiedy to powiedziałam, uświadomiłam sobie co chłopak powiedział przed momentem przez co momentalnie też się zaczerwieniłam.
- Awww – uśmiechnął się.
Uśmiechnęłam się. DLACZEGO ON BYŁ TAKI UROCZY?!?!


~*~
Przegadałam z Justinem prawie całą noc, ale nagle przypomniało mi się, że Liz na mnie czeka. Fajna ze mnie przyjaciółka, nie ma co.
Chłopak odwiózł mnie do hotelu, po czym odprowadził do pokoju.
- Dziękuję Ci za dzisiaj, mimo całego zamieszania naprawdę bawiłam się bardzo dobrze.
- Ja również, było naprawdę miło, nie sądzisz?
- Właśnie to powiedziałam, geniuszu – zaśmiałam się.
- Racja.
Wtedy przypomniałam sobie, że cały czas mam na sobie bluzę chłopaka. Zdjęłam ją i podałam szatynowi. Ten wziął ją z cieniem uśmiechu.
- Jak chcesz, to możesz ją wziąć…
- Nie, bo wtedy już mi więcej nie będziesz pożyczał.
Mój przyjaciel zaśmiał się serdecznie.
- Nie pomyślałem o tym.
- A widzisz :D
- To… Spotkamy się jutro? – spytał niepewnie.
- Bardzo chętnie…. Tylko wiesz, teraz nie chcę zostawiać Liz samej, rozumiesz?
- Jasne, czyli idzie z nami? – rozchmurzył się.
- Nie o tym mówiłam…
- Ale chcesz, prawda?
- Spytam się Liz i Ci napiszę okej?
- Jasne! – wykrzyknął jak wesołe dziecko, pewny siebie.

Pożegnałam się z Justinem i weszłam do pokoju. Na łóżku siedziała Liz. Popatrzyła na mnie, po czym poszła do łazienki.
Wzruszyłam ramionami i poszłam do swojej sypialni.
Chciałam włączyć sobie jakąś muzykę przed snem, ale nigdzie nie mogłam znaleźć mojego telefonu.
Nagle mnie olśniło. Zostawiłam go u Justina w bluzie.
Już chciałam do niego dzwonić, ale skarciłam się za własną głupotę.
Jak teraz powiem mu czy możemy się jutro spotkać czy nie? Zresztą to i tak nie miało znaczenia, bo wiedziałam, że przyjdzie, nieważne czy się zgodzę czy nie.

Stwierdziłam, że nie ma sensu się dłużej zamartwiać, więc wzięłam prysznic i poszłam spać.



Justin’s POV*:

Oddała mi bluzę, pożegnała się i po prostu weszła do pokoju. Po prostu. Wiem, że to za szybko by ocenić moje uczucia do Viv, ale wiedziałem też, że nie jest mi obojętna. W jakiś sposób zaczęło mi na niej zależeć. Naprawdę, czułem, że kiedyś będziemy razem. Chciałem tego najbardziej na całym świecie.
Cofam.
Jednak kochałem Viv.
Była idealna. We wszystkim, co robiła.

Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk sms-a. Wyjąłem komórkę, ale na ekranie nic się nie pokazało. Zdziwiło mnie to i to nawet bardzo. Byłem pewien, że dostałem wiadomość.  Wtedy zadzwonił do mnie Christian.

-Kiedy wrócisz? – spytał bez zbędnych powitań.
- Już jadę – powiedziałem wsiadając do samochodu.
- Okej, to jak dojedziesz to do mnie przyjdź.
- Spoko – odparłem, po czym się rozłączyłem.

Teraz miałem już 2 problemy. Pierwszy: jak mam powiedzieć Vivianne co do niej naprawdę czuję? Co ona zrobi? Co jeśli ona sądzi, że jesteśmy TYLKO przyjaciółmi? Co wtedy zrobię? Nie chcę tego stracić. Jest dla mnie zbyt cenna. Nie pozwolę Viv tak po prostu odejść. Znaczy, jeśli to ją uszczęśliwi będę musiał z tym żyć…
A drugim jest mój przyjaciel Christian, a raczej jego była dziewczyna, która go zdradziła z chłopakiem Liz. Jezu, co tu się dzieje…

Dokładnie w momencie w którym wszedłem do domu przy moim boku znalazł się Chris z uśmiechem na twarzy.

-Stary, co Ci? – zapytałem, nie rozumiejąc jego zadowolenia w takiej sytuacji.
- Nic, cieszę się tylko, że Cię widzę. – odparł zdziwiony.
- Ta, co chcesz?
- Numer.
- Co? – zaskoczył mnie.
- Numer. Numer telefonu Liz.
- Po co Ci on? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Liz Ci się podoba?
- Nie, znaczy nie wiem. Po prostu dobrze mi się z nią gadało po… po tym wszystkim sobie pomogliśmy i bardzo zależy mi żeby się z nią spotkać.
- Hah, jasne, poczekaj, już daję.
 Wyjąłem komórkę, po czym podałem numer Beadles’owi. Ten podziękował mi, po czym udał się do swojego pokoju.
Wtedy doszedłem do wniosku, że i ja muszę się położyć, bo jest dosyć późno. Skierowałem się do sypialni, lecz na schodach zatrzymałam mnie Caitlin. CZY ONI MIELI DZIEŃ ‘ZRÓBMY JUSTINOWI NA ZŁOŚĆ’?!
- Słucham? – spytałem zirytowany.
- Przyszłam, bo Ryan…
- Nie chcę o tym dzisiaj rozmawiać, okej? – nie dałem jej skończyć.
- Ale Justin…
- Caitlin, proszę… Jutro, dobrze? – zapytałem.
Wzruszyła tylko zrezygnowana ramionami i zeszła na dół.
Uznałem, że już nic więcej nie będzie ode mnie chciała, więc podszedłem do drzwi swojego pokoju i otworzyłem je.
Rzuciłem bluzę na łóżko, chwyciłem ręcznik i poszedłem do łazienki. Po długim prysznicu wróciłem do pokoju i przebrałem się. Kiedy miałem już ścielić łóżko by iść spać moją uwagę przykuła szara bluza, którą pożyczyłem Viv, a raczej jej kieszeń. Coś się w niej świeciło.  Zajrzałem do środka i zobaczyłem białego iPhone’a Viv. To ona dostała sms-a. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem numer podpisany jako: ‘Mattie <3’.
Wiem, że nie powinienem czytać cudzych wiadomości, ale sposób w jaki podpisała Mattie’go mnie zaintrygował.
Nie wytrzymałem.
Otworzyłem sms-a.
Moim oczom ukazał się tekst: ‘Hej Viv, kiedy zadzwonisz? Tęsknię. Mattie.’
Zamarłem. Przeczytałem to jeszcze raz, drugi, trzeci. Miała chłopaka. To pewne.
Moją pierwszą myślą było wtedy: JAK ONA MOŻE SIĘ TAK BAWIĆ MOIM UCZUCIAMI?!!?!?!?!?!
Przecież ja…. Chyba…. Ja…. Ją kochałem.
Ale nie wiedziałem, co ona czuje. Nie mogłem NIC oczekiwać od Viv,  tym bardziej, że miała chłopaka.
Tylko po co to wszystko? Spacery, rozmowy, uśmiechy, spojrzenia… Znów złapałem się na tym, że rozmarzyłem się o Vivianne Brown.
I najgorsze jest to, że nie mogę jej wyznać swoich uczuć, bo co to zmieni? Nic. Ona kocha Mattie’go.


~*~



Nawet nie wiem, kiedy zacząłem pisać piosenkę. Gdy przeczytałem jej całość, dałem jej tytuł ‘Pick Me’. CÓŻ ZA IRONIA.
Zdecydowałem, że muszę ją nagrać. Jeśli Viv tego nie zrozumie to już sam nie wiem, co mam robić.
Vivianne Brown doprowadzała mnie do szaleństwa. Jestem zakochany i wściekły jednocześnie, a to tylko z jej powodu.
Nagle uświadomiłem sobie, że muszę o nią walczyć. Nie pozwolę jej tak po prostu odejść z jakimś tam Mattie’m. Chyba, że to ją uszczęśliwi…

Dlaczego w moim życiu chociaż jedna rzecz nie może być tak jak sobie wymarzyłem? No oprócz moich Beliebers…

I z tą myślą zasnąłem, będąc przygotowanym na jutrzejszą podróż do studia…



Od autorki: Dobra, to tak mamy nową rzecz, mianowicie JUSTIN’S POV co znaczy JUSTIN’S POINT OF VIEW(punkt widzenia Justina). To tyle tych nowości na dzisiaj :D
Bardzo chciałabym podziękować mojej kochanej Laurce, za pomoc przy tym rozdziale i za sam pomysł <3 Chcę również podziękować Karolinie za podniesienie mnie na duchu :P tak więc dziękuję Wam bardzo serdecznie za pomoc, czytanie i w ogóle <3

Jeśli przeczytałeś/aś rozdział to zostaw w komentarzu opinię, będzie mi łatwiej korygować moje błędy :>

XOXO,
Cara

25 lutego 2013

ROZDZIAŁ 4



Łąka była ogromna! Jednak najbardziej urokliwy był mały mostek z drewna, biegnący przez małą rzekę.
- Dziękuję – wyszeptałam.
- Za co? – zdziwił się szatyn.
- Za to, że mnie tu zabrałeś – uśmiechnęłam się.
- Ach, to… nie ma sprawy…
- Pewnie zabierasz tu każdą dziewczynę – przekomarzałam się.
- Hah, rozczaruję Cię, nikt tu nie był, no może oprócz tych wszystkich pięknych dziewczyn, które nie odstępują mnie na krok…
- Jesteś okropny! – powiedziałam i wybuchłam śmiechem, kiedy zobaczyłam jak Justin posmutniał.
To było takie… słodkie.
- Taa, dzięki, śmiej się ze mnie – odparł, śmiejąc się.
- Jakbym tak mogła? Proszę Cię! Justin, uśmiechnij się dla mnie… - powiedziałam – No proszę, dla mnie! Tylko jeden uśmiech, specjalnie dla mnie!  :>
Bimber uśmiechnął się nienaturalnie, ukazując swoje idealnie białe zęby.
- Od razu lepiej – zaśmiałam się.


~*~

Spacerowaliśmy wzdłuż rzeki, rozmawiając o naszych przeszłościach, planach na przyszłość i życiu teraz. Słuchałam Justina z zaciekawieniem, choć znałam większość faktów z jego życia.

- Co? – przerwał nagle.
- Słucham? – zdziwiłam się.
- Co zrobiłem lub powiedziałem, że mi się tak przyglądasz?
- Ach, przepraszam, już nie będę – powiedziałam zażenowana.
- Hah, ale ja nie powiedziałem, że nie lubię jak mi się przyglądasz – uśmiechnął się i spojrzał na mnie z ukosa, po czym wrócił do opowieści.
Przez cały ten czas byłam zajęta wpatrywaniem się w ziemię, ale uważnie go słuchałam.

Byłam tak zajęta jego historią, że dopiero gdy wyszliśmy z lasu na drogę zauważyłam, że jest już późno i że muszę wracać. Przeszliśmy wzdłuż ulicy i Justin otworzył mi drzwi swojego samochodu; poczekał, aż wsiądę i z uśmiechem ruszył w kierunku miejsca kierowcy. Rozbawiło mnie to. Kiedy szatyn wsiadł do pojazdu, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Z czego się śmiejesz? Coś przegapiłem? – spytał zdezorientowany.
- Z Ciebie – odparłam, wiedząc, że nie potraktuje tego poważnie.
- Wiesz co, dzięki – powiedział, próbując ukryć to, że jest w dobrym humorze.
- Proszę Cię bardzo.

Resztę drogi spędziliśmy śmiejąc się i żartując. Wtedy zorientowałam się, że minęliśmy ulicę, na której mieścił się hotel.
- Justin… Gdzie my jedziemy?
- A, no tak, zapomniałem Ci powiedzieć… Dzisiaj jest u mnie impreza, ale oczywiście jak nie chcesz to nie musimy iść – odpowiedział szatyn.
- No jasne, że chcę! Tylko muszę powiedzieć Liz, że będę później.
- Och, nie martw się, ona już tam jest – odparł rozbawiony moją reakcją chłopak.


~*~

Kiedy wjechaliśmy na posesję Justina, z domu już było słychać dźwięki głośnej muzyki.
- Na pewno chcesz tam iść? – spytał szatyn.
- Tak, znaczy… jak Ty chcesz, w końcu to Twoja impreza.
- Hah, ale tak na dobrą sprawę to ja tylko wypożyczyłem im dom, a to sprawka Christiana.
- Och, to nie wiem, idziemy? – zapytałam.
- Mhm :>
- Super  :3 – zakończyłam rozmowę.

Weszliśmy do domu. Nie, to była willa. Dosłownie. Do tej pory takie domy mogłam oglądać jedynie w gazetach, gdzie pisali o nowych zakupach gwiazd i celebrytów. Słowem: WOW.
To było fenomenalne! Nie mogłam oderwać od tego wzroku. Sam wygląd zewnętrzny mnie oczarował. Szatyn podszedł do drzwi i otworzył je.
- Madame, wchodzisz? – spytał z uśmiechem.
- Oczywiście, przepraszam, zapatrzyłam się – odparłam.
- Taa, wiem, robi wrażenie – wyszczerzył się chłopak.
- Ale Ty skromny!
- Bywa – odpowiedział, po czym wszedł za mną do wnętrza budynku.


~*~


W progu zobaczyłam Liz z Jonathanem, którzy rozmawiali dosyć głośno. Pomyślałam, że to z powodu muzyki, ale kiedy podeszłam bliżej, dotarło do mnie, że się kłócą.
- Jak mogłeś? Myślałeś, że wszystko będzie w porządku? To Cię zaskoczę… - krzyknęła Tyler.
- Ale Liz, proszę Cię.. – zaczął Jonathan.
- Nie, po prostu nie. Zawiodłeś mnie. Nie ma sensu tego dłużej ciągnąć. To koniec, rozumiesz?
- CO?! O co chodzi Liz? – włączyłam się.
Wtedy Tyler odwróciła się do mnie i zobaczyłam, że płacze. Nie, to niemożliwe. Co się stało? Tyle myśli było w mojej głowie, że po prostu MUSIAŁAM to wyjaśnić.
Złapałam przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam ją w kierunku wyjścia.

- Viv, poczekaj… - usłyszałam głos Justina.
- Nie teraz, przepraszam… - powiedziałam, po czym wybiegłam za uciekającą Liz.

Kiedy byłyśmy już daleko od domu osiemnastolatka, zapytałam przyjaciółkę:
- Możesz mi w końcu WSZYSTKO wytłumaczyć? Proszę, pogubiłam się już.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Tak?!
- Więc… Jonathan pocałował się z dziewczyną Christiana, tą Kate, czy jakoś tak.
- CO?! Chyba Ci się pomyliło! On nie mógł tego zrobić!
- A jednak… Więc nie widziałam innego wyjścia… Jestem w sumie teraz zadowolona, bo od dawna nam się nie układało… No, ale cóż, bywa.
- Ja bym tak nie umiała. Chyba naprawdę chciałaś z nim zerwać… Tylko po co go tu ściągałaś?
- No chyba sam chciał przyjechać, a przecież mu nie zabronię! Poza tym, ciekawe czy Chris nadal będzie z Kate, no bo jak w ogóle można z nią chodzić? Ona tylko ciągle wszystkim dogryza… Zresztą, nieważne…
- Czekaj, czy ja dobrze słyszałam? Martwisz się o Christiana? ON CI SIĘ PODOBA?!?!?! Jak Ty tak możesz? Nie poznaję Cię…
- Ja?! To wina Jonathana! To on zepsuł nasz związek. To nie ja całowałam się z dziewczyną kumpla na oczach własnej dziewczyny. Przepraszam Cię Viv, ale potrzebuję pobyć sama…
- Jasne, dam Ci spokój…. Ale pod jednym warunkiem - wrócisz do hotelu. Jak Ci przejdzie to do mnie zadzwonisz. Zgoda? – powiedziałam.
- Tak, zadzwonię niedługo.
Liz poszła w stronę przystanku. Ja w przeciwną. Miałam nadzieję, że jutro wszystko będzie jak dawniej. To był dopiero 1 tydzień.


~*~

Szłam w kierunku domu Justina. No bo gdzie miałam iść?
I wtedy go zobaczyłam. Chłopak biegł zdenerwowany w moją stronę. Kiedy podszedł bliżej mnie ujrzałam ulgę w jego oczach.
- Już nigdy, rozumiesz, nigdy tak nie rób, dobrze?
- Co? O co Ci chodzi? – zdziwiłam się.
- O to, że masz odbierać ode mnie telefony, kiedy wychodzisz sama o tej porze i to na dodatek zdenerwowana! Martwiłem się o Ciebie.
- Przepraszam… Nie wiedziałam, że będziesz się o mnie martwił.
- Jak miałbym się o Ciebie nie martwić? Viv, proszę Cię…. Zawsze się martwię, jak nie wiem gdzie jesteś i co się z Tobą dzieje…
- Naprawdę?
- Tak – odparł lekko zawstydzony szatyn.
- Mam tak samo – uśmiechnęłam się.
W odpowiedzi dostałam jeden z tych prześlicznych uśmiechów Justina.
Wtedy, niespodziewanie, coś w moim ubraniu przykuło uwagę chłopaka. Spojrzałam w dół, ale nie zauważyłam niczego nadzwyczajnego.
- Nie jest Ci zimno bez bluzy?
- Hmmm, trochę, ale da się przeżyć – odpowiedziałam.
- Masz, weź moją – odparł osiemnastolatek.
- Ale wtedy Ty zmarzniesz!
- Jestem z Kanady – uśmiechnął się.
- Ja też! – krzyknęłam oburzona.
Lecz po minie Justina wywnioskowałam, że nie ma co się z nim kłócić, więc wzięłam od niego bluzę. Szatyn wziął mnie za rękę i ruszyliśmy z powrotem do domu chłopaka.

Wiem, że to dziwne, ale naprawdę czułam się z nim bezpieczna, dlatego chciałam żeby ten spacer trwał jak najdłużej. Wiedziałam, że Justin doskonale wie, co się stało, ale o nic nie pytał…. Tak, to właśnie była jedna z tych cech, za które go tak bardzo polubiłam.



10 lutego 2013

ROZDZIAŁ 3



‘Hej przepraszam, że już Cię męczę, ale znalazłem genialne miejsce, które musicie zobaczyć. O której mogę wpaść? 12 Wam pasuje?  Justin.’
Przeczytałam wiadomość z 1000 razy zanim dotarło do mnie, że Justin. Bieber. Chce. Się. Ze. Mną. Spotkać.
No i z Liz. Już zaczęłam się zastanawiać, co mogę założyć, żebym wyglądała ładnie i żeby było mi wygodnie, kiedy nagle jak oparzona z pokoju wyskoczyła Elizabeth.
- Co robiliście? – spytała zadziornie.
- Liz! – krzyknęłam.
- Dobra, dobra i tak się dowiem :3 – powiedziała z dziwnym uśmieszkiem.

- Nigdy nie zgadniesz co się stało, kiedy Ty miałaś mini randkę z Bieberem! – zaczęła Liz, kiedy tylko weszłyśmy do pokoju.
- To nie była „mini randka”! To, że chciał się umówić na jutro, żeby pokazać nam ciekawe miejsca w LA nie znaczy, że jesteśmy parą!
- Taaa, jasne, niech Ci będzie, bo chcę Ci coś powiedzieć… Jonathan do mnie dzwonił i… jutro przyjeżdża! Bierze ze sobą: Ryana, Christiana i Caitlin, siostrę Chrisa. Właśnie, żebym nie zapomniała Ci powiedzieć: Ryan i Caitlin to para, żeby nie było nieporozumień… Chociaż moim zdaniem i tak by ich nie było. Chris przyjeżdża do swojej dziewczyn Kate, więc wszyscy są zajęci, oprócz Ciebie i Biesa – zakończyła z śmieszną miną.
- Liz, a gdzie oni wszyscy się zatrzymają? – zastanowiło mnie to, bo nie wyobrażałam sobie żeby 4 osoby więcej mieszkały razem z nami.
- Jonathan wynajmie pokój w naszym hotelu, a reszta zamieszka u Justina, przynajmniej tak mi Ryan pisał…
- U Justina?!
- Mhm, przylatują jutro rano. – odparła przyjaciółka.
- Ale miałyśmy gdzieś iść z Juju!
- Och, przestań, udajesz głupią, czy naprawdę jesteś?
- Wielkie dzięki – odburknęłam cicho.
- Nie, ale serio, nie widzisz, że on chce się spotkać TYLKO z Tobą? Dlatego zaprosił swoich znajomych i Jonathana! To oczywiste!
Kiedy Liz to powiedziała, zamurowało mnie. Jak ona w ogóle może mi mówić takie rzeczy? Przecież wie, że jestem Belieber i takie rzeczy są surowo zabronione, jeśli chce, żebym funkcjonowała.
I właśnie wtedy pojawiła się we mnie iskierka nadziei, że to prawda. Dzięki Liz.

Wyciągnęłam telefon i napisałam do Justina:
‘Cześć, chyba jutro nic z tego nie będzie, skoro przyjeżdżają Twoi znajomi, prawda? :c Vivi’
Jego reakcja była natychmiastowa. WOW.
‘Przyjeżdżają, ale z Tobą byłem wcześniej umówiony :D Więc jutro przyjdę po Ciebie około 12, dobrze?’
‘Spoko, do zobaczenia o 12 C:’ – odpisałam po czym poszłam do siebie do pokoju.

Zdziwiła i ucieszyła mnie reakcja Biebera. Szatyn wyraźnie wolał spotkać się ze mną niż ze swoimi przyjaciółmi. Haha, a to dopiero 1. dzień.

Resztę poranka i całe popołudnie spędziłam z Liz rozmawiając na najróżniejsze tematy, śmiejąc się i chodząc po sklepach.
Wieczorem rozmawiałam z Mattie’m i rodzicami. Nie wspominałam o planach na jutro i dzisiejszym porannym spotkaniu. Wolałam ich nie martwić :P
Kiedy skończyłam rozmowę z rodziną, Liz chciała zadzwonić do swojej mamy, więc oddałam jej laptopa, a sama poszłam się wykąpać. Później pożegnałam się z przyjaciółką i udałam się do swojej sypialni. Długo nie mogłam zasnąć, a kiedy się obudziłam byłam wypoczęta jak nigdy.
Wstałam, wyjęłam czarne rurki i koszulkę w czarno-szare, cienkie paski. Ruszyłam w kierunku łazienki wraz z ubraniami, gdzie wzięłam prysznic i założyłam ciuchy.
Postanowiłam związać włosy w koka, ale niestety wyszedł mi tak zwany „artystyczny nieład” z powodu niedawnego cieniowania włosów. ‘ Niech tak zostanie’ pomyślałam. Lekko się pomalowałam i w drodze powrotnej do pokoju postanowiłam założyć miętowe vansy – moje ulubione buty. Sprawdziłam godzinę – dopiero 11. ‘Mam jeszcze godzinę’ pomyślałam. Postanowiłam, że zjem śniadanie, więc zeszłam na dół, do bufetu. Wzięłam sobie tosta i  herbatę, po czym zaczęłam się bawić swoim białym iPhonem. Przypomniałam sobie, że nie powiedziałam Liz, że wychodzę, więc wróciłam do pokoju, ale dziewczyna tak słodko spała, że stwierdziłam, iż zostawię jej karteczkę:
‘Poszłam z Justinem. Jakby co, to dzwoń. Baw się dobrze z Jonathanem :3 Xoxo Viv’
 Wiadomość położyłam na szafce obok łóżka. Na pewno ją zobaczy, jak tylko wstanie.

Kiedy usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać telewizję zadzwonił mój telefon. Zobaczyłam zdjęcie Justina na wyświetlaczu. Wszystkie Beliebers marzą by chociaż go zobaczyć, a tymczasem ja rozmawiam z nim przez telefon i niedługo wychodzę z nim na cały dzień. WOW.
- Halo? – odebrałam.
- Vivi? Hej, tu Justin – usłyszałam głos chłopaka w słuchawce.
- Naprawdę? Nie zauważyłam – powiedziałam ironicznie i zaśmiałam się krótko.
- Bardzo śmieszne. Jesteś już gotowa? Czekam na dole. – odparł szatyn.
- Ja jestem, ale Liz nie idzie…
- Czemu? – zapytał niby zaskoczony Justin.
- Ty chyba wiesz lepiej, albo Ryan – odpowiedziałam.
- Ach, czyli wiesz?...
- Nie wiem, o co Ci chodzi – odpowiedziałam - ale już schodzę.
Rozłączyłam się.
Poprawiłam włosy, ubrania i sprawdziłam makijaż. Później wyszłam z pokoju, zamykając drzwi, żeby nikt nie ukradł mojej przyjaciółki.


Szatyn czekał na mnie w holu. Gdy tylko mnie zobaczył na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Cześć – powiedział.
- Cześć – powtórzyłam z uśmiechem.
- Gotowa?
- Zależy na co…
- Zobaczysz, zaśmiał się, po czym wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę samochodu. Nawet nie wiedział, jak się wtedy poczułam. Przeszył mnie taki przyjemny dreszcz. Bardzo przyjemny.

Justin otworzył przede mną drzwi i poczekał aż wsiądę po czym obszedł samochód i usiadł na miejscu kierowcy. Ruszyliśmy.

Jechaliśmy dosyć długo. Zaczęłam się martwić, że później nie będę umiała wrócić do hotelu.
Zatrzymaliśmy się nieopodal jakiegoś lasu. Z całą pewnością nie byliśmy już w Mieście Aniołów.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałam.
- W najpiękniejszym miejscu, jakie znam.
Ta odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała. Ale Justin poprowadził nas leśną ścieżką, skąd trafiliśmy na ogromną polanę przy rzeczce, nad którą wznosił się mały, uroczy mostek.
Tak, to zdecydowanie było najpiękniejsze miejsce na Ziemi.


Od autorki: Wow, ten rozdział napisałam w bardzo krótkim czasie, ale mam nadzieję, że nadal Wam się podoba :> pojawiają się w tym rozdziale nowe postacie, do których zdjęcia wybrała moja koleżanka Emi <3 Ten rozdział dedykuję Emi, bo jej obiecałam <3
XOXO, Cara

ROZDZIAŁ 2




Wylądowałyśmy wieczorem. Czułam się jak jakaś gwiazda z Hollywood, bo gdy wysiadłyśmy przyjechał po nas granatowy Range Rover i zawiózł nas do hotelu. WOW, postarali się z tą nagrodą :> Ucieszyłam się, że moją przyjaciółką jest Liz. Nie chodziło mi o to, że dzięki niej poleciałam do Stanów Zjednoczonych. Miałam na myśli to, że nieważne co się działo, ona zawsze była przy mnie i dla mnie. Spojrzałam w jej kierunku… Jeju, Liz jest taka śliczna, zawsze podobała się chłopcom z klasy i szkoły, ale ona od kilku lat chodziła z Jonathan’em. Moim zdaniem bardzo do siebie pasowali. On był wysokim szatynem o migdałowych oczach, a ona drobną niebieskooką brunetką. Wyglądali razem cudownie. Chciałabym mieć takiego oddanego i fajnego chłopaka, jakiego miała Liz… Kiedy tak rozmyślałam o życiu przyjaciółki przypomniało mi się coś ważnego…

-Lizzy… - zaczęłam, choć bardzo bałam się spytać.
- Tak, Vivi?
- Bo jesteśmy niedaleko domu Justina i…. pomyślałam, że mogłybyśmy, tylko raz, pójść tam, no wiesz…
- Rany, Viv, serio? Nadal Ci nie przeszło?
- To nigdy nie przejdzie… Jestem Belieber, tak mi zostanie - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- No pójdziemy, jaka by ze mnie była przyjaciółka, gdybym nie pomagała Ci spełniać marzeń? W końcu nie po to zabrałam Cię z tej nudnej Kanady :P
- Co? Jak możesz mówić, że Kanada jest nudna? Justin się tam urodził, tak jak my!
- Mówisz mi to chyba tysięczny raz!- powiedziała Liz i zaczęła się śmiać.
Później zaczęłyśmy się rozpakowywać i po kolei kąpać, po czym udałyśmy się każda do swojej sypialni.

Obudził mnie dźwięk budzika. Sprawdziłam godzinę – 7.00. Trochę za wcześnie na zwiedzanie. ‘Ciekawe czy Liz już wstała’ pomyślałam. Cichutko otworzyłam drzwi do jej pokoju, ale nikogo tam nie było. Przestraszona szybko sprawdziłam w łazience, ale tam też nie było śladu po przyjaciółce. Wpadłam w panikę. Szybko przebrałam się i poszłam do recepcji spytać czy nie widzieli nigdzie brunetki.
Młoda recepcjonistka powiedziała, że Elizabeth jest aktualnie w bufecie. Ulżyło mi, ale jednocześnie byłam na nią wściekła. Mogła zostawić karteczkę, albo coś w tym stylu.
Ale kiedy weszłam i zobaczyłam z kim rozmawia Liz, wściekłość ustąpiła miejsca zdziwieniu i radości.
Przed moją kochaną Liz Tyler stał ON. Tak, właśnie Justin. Byłam totalnie zaskoczona.
Dziewczyna zobaczyła mnie i zaczęła iść w moją stronę, a Bieber ruszył za nią.
- Dzień dobry Viv! Jak się spało? Poznajcie się Justin – Vivianne.
-Heej, miło mi Viv – powiedziałam cicho.
-Mi również, Justin jestem - Boże, taki uśmiech powinien być zabroniony!
- Liz, mogę Cię prosić na chwilkę?
- Jasne, wybacz Justin- powiedziała Tyler.
- Spoko, tylko wracajcie szybko! – odkrzyknął Bieber, kiedy się oddalałyśmy.

- POWIEDZMISKĄDGOZNASZJAKGOTUŚCIĄGNĘŁAŚICOONTUWOGÓLEROBI? – powiedziałam jednym tchem.
- Dobra, to tak, masz genialną przyjaciółkę, która Cię wspiera, znam go przez Ryana, wiesz mojego kuzyna z Ontario, wiesz, widziałaś go kilka razy jak mieliśmy 3 lata. Nigdy Ci nie mówiłam, że to TEN Ryan Butler, przyjaciel Justina, bo byś mi żyć nie dała. Przyjechał, bo ma tu jakieś sprawy i bardzo chciał Cię poznać, bo Ryan mu o Tobie powiedział :) no to chyba dobra odpowiedź .
- CO? Jak mogłaś mi nic o tym nie powiedzieć? Gdyby nie to, że Cię kocham, już dawno bym Cię nienawidziła. A teraz chyba raczej musimy tam wrócić, bo Justin czeka – powiedziałam uśmiechnięta.
Nagle dotarło do mnie co powiedziała Liz. ‘ Chciał się z Tobą spotkać, bo Ryan mu o Tobie powiedział’. Rany, Justin Bieber wie, że istnieję, a co lepsze chciał się ze mną spotkać.
Nie no, to jest dopiero nierealne, a nie jakiś tam wyjazd z Kanady do Los Angeles.
Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście.
Kiedy wróciłyśmy do stolika Justin uśmiechnął się do mnie. DLACZEGO ON MI TO ROBI? Chociaż nie powiem, że to mi się nie podobało…. Śniadanie zjedliśmy razem, po czym Justin powiedział, że musi już lecieć na spotkanie. Pożegnaliśmy się i poszliśmy w różne strony.

Liz i ja już miałyśmy wchodzić do windy, kiedy nagle, nie wiem skąd pojawił się Bieber i mnie zawołał. Brunetka uśmiechnęła się szeroko i popchnęła mnie w jego stronę, a sama weszła do windy. Osiemnastolatek podszedł do mnie i powiedział:
- Viv, wiem, że to może być trochę dziwne, ale bardzo dobrze mi się z Tobą rozmawia, – znowu się uśmiechnął, pokazując przy tym swoje idealne zęby. – Mam nadzieję, że zrobisz mi tę przyjemność i pozwolisz się oprowadzić po LA wraz z Liz.
Byłam zaskoczona. Nie, ja byłam w totalnym szoku!
- Jas.. um Jasne – brawo Viv – z chęcią. Tylko nie chcę zajmować Ci czasu..
- Hahahaha, nie zajmiesz :D W każdym bądź razie na pewno go nie zmarnuję.
CZY JA ŚNIĘ??? JESZCZE 2 TYGODNIE TEMU MOGŁAM MARZYĆ O TAKICH RZECZACH PRZED SNEM,  A TERAZ?!?!?
- Dziękuję, hmm tylko czy nie masz żadnych zobowiązań? W końcu nie masz chyba wolnego przez cały miesiąc..
- W sumie to mam, trasa się skończyła, na razie nic nie nagrywamy, żadnych wywiadów i tak dalej, no chyba, że Scooter coś wymyśli, ale to najwyżej kilka dni, a tak to mam wolne wakacje. – odparł Justin.
- No to skoro tak, to dobrze – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam.
- To może podasz mi swój numer, to się umówimy na jutro? Bo niestety dzisiaj nie dam rady…
- Oczywiście. – Czy to się dzieje naprawdę?
Wymieniliśmy się numerami, pożegnaliśmy po raz drugi, po czym Justin wyszedł z hotelu, wsiadł do swojego samochodu i odjechał.
A ja zostałam w holu, czułam się jak najszczęśliwsza osoba na świecie. Byłam pewna, że to sen.

Poszłam w kierunku windy,  kiedy już miałam wychodzić na swoje piętro, usłyszałam dzwonek telefonu. Dostałam smsa. Spojrzałam na wyświetlacz. Justin.


Od autorki: Uff napisałam to  wszystko w ciągu godziny, mam nadzieję, że Wam się podoba :> wszelkie uwagi (bardzo chętnie przyjmowane) proszę w komentarzach. I bardzo przepraszam, za wszystkie błędy, które tu się pojawiły. Wiem, że często dodaje rozdziały, ale póki mam wenę by pisać muszę z niej korzystać :3
XOXO, Cara

9 lutego 2013

ROZDZIAŁ 1



 Szłam szybko. Nawet bardzo. Tylko dlatego, że moja przyjaciółka Liz zadzwoniła i kazała mi natychmiast przyjść do jej domu. Nie chciała mi powiedzieć o co chodzi. Przyznam, bałam się, zastanawiałam się o co może chodzić. Lizzy zawsze mówiła mi o wszystkim od razu. Z tego też powodu miałam o czym rozmyślać w czasie 20 minutowego spaceru do domu przyjaciółki.

Kiedy zapukałam otworzyła mi niska, zielonooka blondynka – Mary, młodsza siostra Elizabeth. W holu natomiast pojawiła się brunetka, o niebieskich, jasnych oczach. Pociągnęła mnie do swojego brązowego pokoju. Miała w nim kremową komodę, stojącą nieopodal okna wychodzącego na najpiękniejszy widok pod słońcem: góry, przy zachodzącym słońcu. Naprzeciwko stało ciemno-czekoladowe, ogromne łóżko, które uwielbiałam. Rzuciłam okiem na biurko Liz i zobaczyłam tam wielki bałagan, co mi do niej nie pasowało, bo zawsze lubiła porządek. Spojrzałam na nią wyczekująco, chcąc się dowiedzieć, co było tak ważne, że musiała mi o tym osobiście powiedzieć.
- No więc… - zaczęła Liz.- Zadzwoniłam do Ciebie w nietypowej sytuacji… Teraz zachowaj spokój… Pamiętasz jak brałam udział w tym konkursie o kulturoznawstwie? Zajęłam 1. miejsce i wygrałam 2 bilety na miesięczny pobyt w Los Angeles, i bardzo bym chciała, żebyś ze mną pojechała.
Liz uśmiechnęła się widząc moją reakcję. Zamurowało mnie, dosłownie. Nie wiedziałam co miałam powiedzieć. To było jak sen, spełnienie marzeń. Ale pojawił się mały problem w mojej głowie.
- O Boże, naprawdę?!?!? Jeju, oczywiście, że chcę, bardzo… Tylko nie wiem, co na to rodzice… - powiedziałam.
-Hahaha, o to się nie martw! Moja mama dzwoniła już do Twojej, zgodzili się, ale pod jednym warunkiem.
- COOOO? – nie mogłam uwierzyć, że moje marzenia właśnie się spełniają- Poczekaj, jaki warunek?
- Masz im coś przywieźć :) - uśmiechnęła się.
Boże, moje największe marzenie właśnie się spełnia….
- Kiedy mamy lecieć? – zapytałam podekscytowana.
- Za dwa tygodnie, zaraz po zakończeniu szkoły, pierwszy miesiąc wakacji w LA, wyobrażasz sobie?!
- Ale to już niedługo, a żeby spędzić tam miesiąc trzeba mieć mnóstwo pieniędzy … - zasmuciłam się.
- Wszystko jest opłacone: hotel, lot, wyżywienie, parki rozrywki i tak dalej, jedyne o co musisz zadbać to wziąć kasę na swoje zachcianki, ale o tym też Twoi rodzice już wiedzą i Ci dadzą, obiecali mojej mamie.
Już nie mogło być żadnego ‘ale’. Wszystko to było takie… nierealne. Tak to bardzo dobre określenie. Przytuliłam Liz, po czym pożegnałam się z nią i Mary i ruszyłam w stronę swojego domu. Nie mogłam przestać o jednej rzeczy. ‘ Mam tak dużą okazję by go poznać, nie mogę tego zmarnować, musze zacząć wierzyć, że marzenia naprawdę się spełniają… Jeju, naprawdę mogę go poznać i z nim porozmawiać … Hahahaha Justin zawsze jest w mojej głowie, nieważne co się stanie. Pomyślałam wtedy, że to ta słynna przypadłość wszystkich Beliebers :D

Dwa ostatnie tygodnie zleciały bardzo szybko. Obie z Liz dostałyśmy dyplomy i byłyśmy bardzo podekscytowane podróżą. Zaraz po ceremonii wróciłam do domu, by dopakować rzeczy i kiedy już byłam gotowa, zeszłam z walizką na dół, gdzie czekali na mnie rodzice, Liz i jej rodzice.
No to dopiero teraz wszystko się zaczyna…


Od autorki: Hej wszystkim! :> to mój pierwszy blog, więc bardzo proszę o wyrozumiałość, ale liczę też na to, że dzięki Waszej krytyce będę coraz lepiej pisać, tak więc nie krępujcie się, dodawajcie komentarze z Waszymi opiniami, to będzie bardzo pomocne  w dalszej pracy :D
Bardzo przepraszam, że ten rozdział taki krótki, ale nie chciałam Was od razu zasypywać długim tekstem…
XOXO, Cara

PROLOG



Zadziwiające  jak dużo może się zmienić w ciągu roku, kilku miesięcy, czy nawet tygodni…
Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie zmieni się o 180 stopni w tak krótkim czasie… I to jeszcze przez tak małe wydarzenie, które nie miałoby miejsca gdyby nie ludzie, których kocham. Ale w końcu ‘Nigdy Nie Mów Nigdy’ :)

Od autorki: Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój blog, postaram się pisać jak najlepiej! :3 Zostawiajcie komentarze z opiniami lub Waszymi Twitter’ami jeśli chcecie być informowani o nowych losach bohaterów opowiadania :P
Wielkie podziękowania dla Dominiki (@marchelx3) za pomoc przy blogu! :D
XOXO, Cara