1 maja 2013

ROZDZIAŁ 6



Viv’s POV:

Rano obudziłam się wypoczęta i zadowolona.
To pewnie dzięki Justinowi.  Na pewno nie przez Liz.
Momentalnie obraz przyjaciółki stanął mi przed oczyma. Wczoraj płakała, a ja jej nie pomogłam…
FAJNA ZE MNIE PRZYJACIÓŁKA, NIE MA CO.
~*~


Uchyliłam delikatnie drzwi do pokoju dziewczyny. Spała sobie smacznie. Wyglądała prześlicznie! W sumie to praktycznie ZAWSZE tak wygląda…
Popatrzyłam na Tyler. Wyglądała tak… niewinnie? Tak, to dobre określenie.
Podeszłam do jej łóżka i usiadłam na jego brzegu.
Zerknęłam na przyjaciółkę i zaczęłam:
- Przepraszam, że Cię zawiodłam. Mimo, że to wszystko co mi się stało, zapomniałam, że dzięki Tobie spełniam marzenia… Mam nadzieję, że mi wybaczysz… Ale nie zdziwię się jeśli jednak nie.
- Wcale nie zawiodłaś – odezwała się zaspanym głosem Liz.
- To Ty… nie śpisz? – brawo za spostrzegawczość Vivianne.
- Obudziłaś mnie – odparła z łobuzerskim uśmiechem.

Po chwili milczenia nie wytrzymałam i zapytałam:
- Liz… między nami wszystko okej?
- Tak jak zawsze – odpowiedziała bez zastanowienia.
- A jak po… - zawahałam się.
- Zerwaniu? Świetnie. Szczerze to mi ulżyło, bo sama chciałam to zrobić… Płakałam nie przez Jonathana… Po prostu wszystkie emocje zebrały się razem i wybuchłam, a dziewczyny tak mają, wiesz? – zażartowała.
- Hmmm okej, skoro tak mówisz… Wierzę Ci. – odpowiedziałam.
Dziewczyna kiwnęła głową na znak, że mnie usłyszała.

Uznałam to za koniec rozmowy, więc chciałam wstać, lecz głos Liz zatrzymał mnie na miejscu.
- Czy umm Christian daje radę?
- Musi… Poczekaj, czemu się o to spytałaś?
- Nic, po prostu chciałam wiedzieć…
- ON CI SIĘ PODOBA, PRAWDA?!

Liz nie odpowiedziała, tylko nieznacznie uśmiechnęła.

- Liz, proszę Cię… nie rób tego, to za wcześnie… - powiedziałam przerażona.
- Spokojnie, Viv. Jestem już duża, wiem, co robię.

‘Nie byłabym tego taka pewna…’ pomyślałam, ale nie powiedziałam głośno.
Westchnęłam.
Najwyższy czas się zebrać, Justin może tu być lada moment.


~*~


Czekając na chłopaka w swoim pokoju,  układałam fryzurę po raz tysięczny.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam uśmiechniętą twarz mojej przyjaciółki.

- Viv, Jus czeka na dole.
- Sk.. Skąd wiesz? – zaskoczyła mnie już drugi raz podczas jednego dnia. Niewiarygodne.
- Bo ja, w przeciwieństwie do niektórych geniuszy, nie zostawiam telefonu w bluzie Biebera.

Zarumieniłam się.

- Wiesz co, okropna jesteś! – krzyknęłam rozbawiona.
- Wiem. – ucieszyła się Tyler.

Uśmiechnęłam się do niej i wstałam.

- No to lecę, będę… hmmm… napiszę Ci później, okej?
- Jasne, o ile odzyskasz telefon – zaśmiała się dziewczyna.

Rzuciłam w nią poduszką, na co ona zareagowała serdecznym śmiechem.

Pokręciłam głową, wychodząc z pokoju.

Na korytarzu nadal słyszałam przytłumiony chichot dziewczyny.


Justin’s POV:

Napisałem do Liz wiadomość, że już jestem.
Nie miałem ochoty na to spotkanie, ale głupio mi było skończyć to wszystko przez telefon. Poza tym… nie chciałem tego kończyć. Dzięki Viv bawiłem się świetnie każdego dnia. Prawie zapomniałem jak to jest… To, że jestem sławny, nie znaczy, że mam lepsze życie. Jest wręcz odwrotnie. Cały czas na mnie patrzą. Czekają, aż się potknę, zgubię w tym olbrzymim świecie…
To bardzo trudne życie, a dzięki Viv zapomniałem o tych wszystkich problemach…

Z moich rozmyślań wyrwała mnie najpiękniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem. Co najlepsze, szła w MOJĄ stronę.
Uśmiechała się do MNIE.
Znała MNIE.
Tak. Nie umiem nawet opisać, jak bardzo zauroczony byłem w Vivianne Brown.
Ale jednego byłem pewien. Namiesza w moim życiu. I to bardzo. Ale to nie miało dla mnie teraz znaczenia.
Byliśmy tu.
Razem.
Nareszcie.

- Cześć – przywitała się wesoło.
- Hej – rzuciłem. Boże, po co ja się w ogóle odzywam? Zamiast powiedzieć jej co się naprawdę ze mną dzieje gdy ją widzę, co do niej czuję… Ale ona ma Mattie’go. Muszę to zaakceptować. Nie, najpierw muszę się dowiedzieć kim on jest dla Vivi.
To powinno wyjaśnić wszystko.
- Jak po wczorajszym? Jak Ryan? Nadal na mnie zły? – zapytała.
- Ogólnie dobrze. Christian daje radę… Ryan’em się nie przejmuj. To pala..
- Nie mów tak! – przerwała mi – To Twój przyjaciel! Przecież znacie się od dawna! Jak tak możesz?
- On. Cię. Obraził. Więc. Nie. Jest. Już. Moim. Przyjacielem. – powiedziałem, akcentując każdy wyraz.
- Justin… zatrzymaj się.
- Słucham? – myślałem, że źle usłyszałem.
- Zatrzymaj się. – powiedziała z naciskiem.

Zgodnie z jej prośbą zaparkowałem na poboczu.

Po chwili milczenia zaczęła mówić.

- Justin – powiedziała z czułością – nie możesz mówić, że Ryan nie jest Twoim przyjacielem. Znacie się od zawsze… A mnie znasz od…. Tygodnia? Może 10 dni?

‘11’ pomyślałem. Jak mogła tego nie wiedzieć?!

- Zastanów się. To nie ma sensu… - kontynuowała.
-  Do czego zmierzasz? – przerwałem jej.
- Nie powinieneś tracić przyjaciół przeze mnie, rozumiesz? Ta sytuacja nie miała prawa się wydarzyć… nie tak miało być. Proszę Cię, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej…

Spojrzałem na nią smutnym wzrokiem.

- A więc wybierasz Mattie’go? – spytałem cicho.
- Słucham? – zdziwiła się.
- To, co usłyszałaś.
- Justin. – zaśmiała się – Mattie to…
- Za bardzo mnie to nie interesuję… Masz tu swój telefon – powiedziałem oschle, podając jej telefon.
- Justin, ale Mattie to mój…
- Nie istotne Vivi…
- To mój brat, rozumiesz? BRAT. B.R.A.T.
- Brat? – musiałem zabrzmieć jak totalny idiota.
- Tak, to mój brat. Nie wiem czemu Cię tak zdenerwował, ale powiem mu, żeby tak nie robił – uroczo się uśmiechnęła.
- Nie musisz… Przepraszam… Ja… Ja myślałem, że Ty i Mattie…
- Nie problemu, naprawdę. – widocznie rozbawiły ją moje podejrzenia. – Ale ważna sprawa. Pogodzisz się z Ryan’em. Dla mnie. – rzuciła mi ostre spojrzenie.
- Okej, dla Ciebie wszystko, piękna.
- Słucham?
- Nic, nic.
I tak usłyszała bo się uśmiechnęła.
Muszę się nauczyć trzymać język za zębami. Ale to takie trudne nie mówić komplementów w jej towarzystwie, że chyba oszaleję.

~*~
Wyjechaliśmy na drogę. Tak bardzo chciałem jak najszybciej zabrać ją na zaplanowany przeze mnie obiad, że znacznie przyspieszyłem. Niestety, przed nami jechał samochód kierowany przez jakąś  staruszkę, którą mijali nawet rowerzyści.
Postanowiłem ją wyprzedzić, ale nie zmniejszyłem prędkości.

Nagle zza drzew wyłoniła się duża ciężarówka. Nie mogłem nic zrobić. Usłyszałem tylko krzyk Vivi i zdążyłem odpiąć nasze pasy.


Było.


Za.


Późno.




Od autorki: uuuu co się teraz stanie z Justinem i Vivianne? Co z Ryan’em? Czy chłopcy sobie wszystko wyjaśnią? Już niedługo nowy rozdział, śledźcie bloga, lub czekajcie na mojego tweeta (twitter: @iTweetedJustin).
Gorąco zapraszam do zapisywania się w informowanych :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz