25 lutego 2013

ROZDZIAŁ 4



Łąka była ogromna! Jednak najbardziej urokliwy był mały mostek z drewna, biegnący przez małą rzekę.
- Dziękuję – wyszeptałam.
- Za co? – zdziwił się szatyn.
- Za to, że mnie tu zabrałeś – uśmiechnęłam się.
- Ach, to… nie ma sprawy…
- Pewnie zabierasz tu każdą dziewczynę – przekomarzałam się.
- Hah, rozczaruję Cię, nikt tu nie był, no może oprócz tych wszystkich pięknych dziewczyn, które nie odstępują mnie na krok…
- Jesteś okropny! – powiedziałam i wybuchłam śmiechem, kiedy zobaczyłam jak Justin posmutniał.
To było takie… słodkie.
- Taa, dzięki, śmiej się ze mnie – odparł, śmiejąc się.
- Jakbym tak mogła? Proszę Cię! Justin, uśmiechnij się dla mnie… - powiedziałam – No proszę, dla mnie! Tylko jeden uśmiech, specjalnie dla mnie!  :>
Bimber uśmiechnął się nienaturalnie, ukazując swoje idealnie białe zęby.
- Od razu lepiej – zaśmiałam się.


~*~

Spacerowaliśmy wzdłuż rzeki, rozmawiając o naszych przeszłościach, planach na przyszłość i życiu teraz. Słuchałam Justina z zaciekawieniem, choć znałam większość faktów z jego życia.

- Co? – przerwał nagle.
- Słucham? – zdziwiłam się.
- Co zrobiłem lub powiedziałem, że mi się tak przyglądasz?
- Ach, przepraszam, już nie będę – powiedziałam zażenowana.
- Hah, ale ja nie powiedziałem, że nie lubię jak mi się przyglądasz – uśmiechnął się i spojrzał na mnie z ukosa, po czym wrócił do opowieści.
Przez cały ten czas byłam zajęta wpatrywaniem się w ziemię, ale uważnie go słuchałam.

Byłam tak zajęta jego historią, że dopiero gdy wyszliśmy z lasu na drogę zauważyłam, że jest już późno i że muszę wracać. Przeszliśmy wzdłuż ulicy i Justin otworzył mi drzwi swojego samochodu; poczekał, aż wsiądę i z uśmiechem ruszył w kierunku miejsca kierowcy. Rozbawiło mnie to. Kiedy szatyn wsiadł do pojazdu, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Z czego się śmiejesz? Coś przegapiłem? – spytał zdezorientowany.
- Z Ciebie – odparłam, wiedząc, że nie potraktuje tego poważnie.
- Wiesz co, dzięki – powiedział, próbując ukryć to, że jest w dobrym humorze.
- Proszę Cię bardzo.

Resztę drogi spędziliśmy śmiejąc się i żartując. Wtedy zorientowałam się, że minęliśmy ulicę, na której mieścił się hotel.
- Justin… Gdzie my jedziemy?
- A, no tak, zapomniałem Ci powiedzieć… Dzisiaj jest u mnie impreza, ale oczywiście jak nie chcesz to nie musimy iść – odpowiedział szatyn.
- No jasne, że chcę! Tylko muszę powiedzieć Liz, że będę później.
- Och, nie martw się, ona już tam jest – odparł rozbawiony moją reakcją chłopak.


~*~

Kiedy wjechaliśmy na posesję Justina, z domu już było słychać dźwięki głośnej muzyki.
- Na pewno chcesz tam iść? – spytał szatyn.
- Tak, znaczy… jak Ty chcesz, w końcu to Twoja impreza.
- Hah, ale tak na dobrą sprawę to ja tylko wypożyczyłem im dom, a to sprawka Christiana.
- Och, to nie wiem, idziemy? – zapytałam.
- Mhm :>
- Super  :3 – zakończyłam rozmowę.

Weszliśmy do domu. Nie, to była willa. Dosłownie. Do tej pory takie domy mogłam oglądać jedynie w gazetach, gdzie pisali o nowych zakupach gwiazd i celebrytów. Słowem: WOW.
To było fenomenalne! Nie mogłam oderwać od tego wzroku. Sam wygląd zewnętrzny mnie oczarował. Szatyn podszedł do drzwi i otworzył je.
- Madame, wchodzisz? – spytał z uśmiechem.
- Oczywiście, przepraszam, zapatrzyłam się – odparłam.
- Taa, wiem, robi wrażenie – wyszczerzył się chłopak.
- Ale Ty skromny!
- Bywa – odpowiedział, po czym wszedł za mną do wnętrza budynku.


~*~


W progu zobaczyłam Liz z Jonathanem, którzy rozmawiali dosyć głośno. Pomyślałam, że to z powodu muzyki, ale kiedy podeszłam bliżej, dotarło do mnie, że się kłócą.
- Jak mogłeś? Myślałeś, że wszystko będzie w porządku? To Cię zaskoczę… - krzyknęła Tyler.
- Ale Liz, proszę Cię.. – zaczął Jonathan.
- Nie, po prostu nie. Zawiodłeś mnie. Nie ma sensu tego dłużej ciągnąć. To koniec, rozumiesz?
- CO?! O co chodzi Liz? – włączyłam się.
Wtedy Tyler odwróciła się do mnie i zobaczyłam, że płacze. Nie, to niemożliwe. Co się stało? Tyle myśli było w mojej głowie, że po prostu MUSIAŁAM to wyjaśnić.
Złapałam przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam ją w kierunku wyjścia.

- Viv, poczekaj… - usłyszałam głos Justina.
- Nie teraz, przepraszam… - powiedziałam, po czym wybiegłam za uciekającą Liz.

Kiedy byłyśmy już daleko od domu osiemnastolatka, zapytałam przyjaciółkę:
- Możesz mi w końcu WSZYSTKO wytłumaczyć? Proszę, pogubiłam się już.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Tak?!
- Więc… Jonathan pocałował się z dziewczyną Christiana, tą Kate, czy jakoś tak.
- CO?! Chyba Ci się pomyliło! On nie mógł tego zrobić!
- A jednak… Więc nie widziałam innego wyjścia… Jestem w sumie teraz zadowolona, bo od dawna nam się nie układało… No, ale cóż, bywa.
- Ja bym tak nie umiała. Chyba naprawdę chciałaś z nim zerwać… Tylko po co go tu ściągałaś?
- No chyba sam chciał przyjechać, a przecież mu nie zabronię! Poza tym, ciekawe czy Chris nadal będzie z Kate, no bo jak w ogóle można z nią chodzić? Ona tylko ciągle wszystkim dogryza… Zresztą, nieważne…
- Czekaj, czy ja dobrze słyszałam? Martwisz się o Christiana? ON CI SIĘ PODOBA?!?!?! Jak Ty tak możesz? Nie poznaję Cię…
- Ja?! To wina Jonathana! To on zepsuł nasz związek. To nie ja całowałam się z dziewczyną kumpla na oczach własnej dziewczyny. Przepraszam Cię Viv, ale potrzebuję pobyć sama…
- Jasne, dam Ci spokój…. Ale pod jednym warunkiem - wrócisz do hotelu. Jak Ci przejdzie to do mnie zadzwonisz. Zgoda? – powiedziałam.
- Tak, zadzwonię niedługo.
Liz poszła w stronę przystanku. Ja w przeciwną. Miałam nadzieję, że jutro wszystko będzie jak dawniej. To był dopiero 1 tydzień.


~*~

Szłam w kierunku domu Justina. No bo gdzie miałam iść?
I wtedy go zobaczyłam. Chłopak biegł zdenerwowany w moją stronę. Kiedy podszedł bliżej mnie ujrzałam ulgę w jego oczach.
- Już nigdy, rozumiesz, nigdy tak nie rób, dobrze?
- Co? O co Ci chodzi? – zdziwiłam się.
- O to, że masz odbierać ode mnie telefony, kiedy wychodzisz sama o tej porze i to na dodatek zdenerwowana! Martwiłem się o Ciebie.
- Przepraszam… Nie wiedziałam, że będziesz się o mnie martwił.
- Jak miałbym się o Ciebie nie martwić? Viv, proszę Cię…. Zawsze się martwię, jak nie wiem gdzie jesteś i co się z Tobą dzieje…
- Naprawdę?
- Tak – odparł lekko zawstydzony szatyn.
- Mam tak samo – uśmiechnęłam się.
W odpowiedzi dostałam jeden z tych prześlicznych uśmiechów Justina.
Wtedy, niespodziewanie, coś w moim ubraniu przykuło uwagę chłopaka. Spojrzałam w dół, ale nie zauważyłam niczego nadzwyczajnego.
- Nie jest Ci zimno bez bluzy?
- Hmmm, trochę, ale da się przeżyć – odpowiedziałam.
- Masz, weź moją – odparł osiemnastolatek.
- Ale wtedy Ty zmarzniesz!
- Jestem z Kanady – uśmiechnął się.
- Ja też! – krzyknęłam oburzona.
Lecz po minie Justina wywnioskowałam, że nie ma co się z nim kłócić, więc wzięłam od niego bluzę. Szatyn wziął mnie za rękę i ruszyliśmy z powrotem do domu chłopaka.

Wiem, że to dziwne, ale naprawdę czułam się z nim bezpieczna, dlatego chciałam żeby ten spacer trwał jak najdłużej. Wiedziałam, że Justin doskonale wie, co się stało, ale o nic nie pytał…. Tak, to właśnie była jedna z tych cech, za które go tak bardzo polubiłam.



10 lutego 2013

ROZDZIAŁ 3



‘Hej przepraszam, że już Cię męczę, ale znalazłem genialne miejsce, które musicie zobaczyć. O której mogę wpaść? 12 Wam pasuje?  Justin.’
Przeczytałam wiadomość z 1000 razy zanim dotarło do mnie, że Justin. Bieber. Chce. Się. Ze. Mną. Spotkać.
No i z Liz. Już zaczęłam się zastanawiać, co mogę założyć, żebym wyglądała ładnie i żeby było mi wygodnie, kiedy nagle jak oparzona z pokoju wyskoczyła Elizabeth.
- Co robiliście? – spytała zadziornie.
- Liz! – krzyknęłam.
- Dobra, dobra i tak się dowiem :3 – powiedziała z dziwnym uśmieszkiem.

- Nigdy nie zgadniesz co się stało, kiedy Ty miałaś mini randkę z Bieberem! – zaczęła Liz, kiedy tylko weszłyśmy do pokoju.
- To nie była „mini randka”! To, że chciał się umówić na jutro, żeby pokazać nam ciekawe miejsca w LA nie znaczy, że jesteśmy parą!
- Taaa, jasne, niech Ci będzie, bo chcę Ci coś powiedzieć… Jonathan do mnie dzwonił i… jutro przyjeżdża! Bierze ze sobą: Ryana, Christiana i Caitlin, siostrę Chrisa. Właśnie, żebym nie zapomniała Ci powiedzieć: Ryan i Caitlin to para, żeby nie było nieporozumień… Chociaż moim zdaniem i tak by ich nie było. Chris przyjeżdża do swojej dziewczyn Kate, więc wszyscy są zajęci, oprócz Ciebie i Biesa – zakończyła z śmieszną miną.
- Liz, a gdzie oni wszyscy się zatrzymają? – zastanowiło mnie to, bo nie wyobrażałam sobie żeby 4 osoby więcej mieszkały razem z nami.
- Jonathan wynajmie pokój w naszym hotelu, a reszta zamieszka u Justina, przynajmniej tak mi Ryan pisał…
- U Justina?!
- Mhm, przylatują jutro rano. – odparła przyjaciółka.
- Ale miałyśmy gdzieś iść z Juju!
- Och, przestań, udajesz głupią, czy naprawdę jesteś?
- Wielkie dzięki – odburknęłam cicho.
- Nie, ale serio, nie widzisz, że on chce się spotkać TYLKO z Tobą? Dlatego zaprosił swoich znajomych i Jonathana! To oczywiste!
Kiedy Liz to powiedziała, zamurowało mnie. Jak ona w ogóle może mi mówić takie rzeczy? Przecież wie, że jestem Belieber i takie rzeczy są surowo zabronione, jeśli chce, żebym funkcjonowała.
I właśnie wtedy pojawiła się we mnie iskierka nadziei, że to prawda. Dzięki Liz.

Wyciągnęłam telefon i napisałam do Justina:
‘Cześć, chyba jutro nic z tego nie będzie, skoro przyjeżdżają Twoi znajomi, prawda? :c Vivi’
Jego reakcja była natychmiastowa. WOW.
‘Przyjeżdżają, ale z Tobą byłem wcześniej umówiony :D Więc jutro przyjdę po Ciebie około 12, dobrze?’
‘Spoko, do zobaczenia o 12 C:’ – odpisałam po czym poszłam do siebie do pokoju.

Zdziwiła i ucieszyła mnie reakcja Biebera. Szatyn wyraźnie wolał spotkać się ze mną niż ze swoimi przyjaciółmi. Haha, a to dopiero 1. dzień.

Resztę poranka i całe popołudnie spędziłam z Liz rozmawiając na najróżniejsze tematy, śmiejąc się i chodząc po sklepach.
Wieczorem rozmawiałam z Mattie’m i rodzicami. Nie wspominałam o planach na jutro i dzisiejszym porannym spotkaniu. Wolałam ich nie martwić :P
Kiedy skończyłam rozmowę z rodziną, Liz chciała zadzwonić do swojej mamy, więc oddałam jej laptopa, a sama poszłam się wykąpać. Później pożegnałam się z przyjaciółką i udałam się do swojej sypialni. Długo nie mogłam zasnąć, a kiedy się obudziłam byłam wypoczęta jak nigdy.
Wstałam, wyjęłam czarne rurki i koszulkę w czarno-szare, cienkie paski. Ruszyłam w kierunku łazienki wraz z ubraniami, gdzie wzięłam prysznic i założyłam ciuchy.
Postanowiłam związać włosy w koka, ale niestety wyszedł mi tak zwany „artystyczny nieład” z powodu niedawnego cieniowania włosów. ‘ Niech tak zostanie’ pomyślałam. Lekko się pomalowałam i w drodze powrotnej do pokoju postanowiłam założyć miętowe vansy – moje ulubione buty. Sprawdziłam godzinę – dopiero 11. ‘Mam jeszcze godzinę’ pomyślałam. Postanowiłam, że zjem śniadanie, więc zeszłam na dół, do bufetu. Wzięłam sobie tosta i  herbatę, po czym zaczęłam się bawić swoim białym iPhonem. Przypomniałam sobie, że nie powiedziałam Liz, że wychodzę, więc wróciłam do pokoju, ale dziewczyna tak słodko spała, że stwierdziłam, iż zostawię jej karteczkę:
‘Poszłam z Justinem. Jakby co, to dzwoń. Baw się dobrze z Jonathanem :3 Xoxo Viv’
 Wiadomość położyłam na szafce obok łóżka. Na pewno ją zobaczy, jak tylko wstanie.

Kiedy usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać telewizję zadzwonił mój telefon. Zobaczyłam zdjęcie Justina na wyświetlaczu. Wszystkie Beliebers marzą by chociaż go zobaczyć, a tymczasem ja rozmawiam z nim przez telefon i niedługo wychodzę z nim na cały dzień. WOW.
- Halo? – odebrałam.
- Vivi? Hej, tu Justin – usłyszałam głos chłopaka w słuchawce.
- Naprawdę? Nie zauważyłam – powiedziałam ironicznie i zaśmiałam się krótko.
- Bardzo śmieszne. Jesteś już gotowa? Czekam na dole. – odparł szatyn.
- Ja jestem, ale Liz nie idzie…
- Czemu? – zapytał niby zaskoczony Justin.
- Ty chyba wiesz lepiej, albo Ryan – odpowiedziałam.
- Ach, czyli wiesz?...
- Nie wiem, o co Ci chodzi – odpowiedziałam - ale już schodzę.
Rozłączyłam się.
Poprawiłam włosy, ubrania i sprawdziłam makijaż. Później wyszłam z pokoju, zamykając drzwi, żeby nikt nie ukradł mojej przyjaciółki.


Szatyn czekał na mnie w holu. Gdy tylko mnie zobaczył na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Cześć – powiedział.
- Cześć – powtórzyłam z uśmiechem.
- Gotowa?
- Zależy na co…
- Zobaczysz, zaśmiał się, po czym wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę samochodu. Nawet nie wiedział, jak się wtedy poczułam. Przeszył mnie taki przyjemny dreszcz. Bardzo przyjemny.

Justin otworzył przede mną drzwi i poczekał aż wsiądę po czym obszedł samochód i usiadł na miejscu kierowcy. Ruszyliśmy.

Jechaliśmy dosyć długo. Zaczęłam się martwić, że później nie będę umiała wrócić do hotelu.
Zatrzymaliśmy się nieopodal jakiegoś lasu. Z całą pewnością nie byliśmy już w Mieście Aniołów.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałam.
- W najpiękniejszym miejscu, jakie znam.
Ta odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała. Ale Justin poprowadził nas leśną ścieżką, skąd trafiliśmy na ogromną polanę przy rzeczce, nad którą wznosił się mały, uroczy mostek.
Tak, to zdecydowanie było najpiękniejsze miejsce na Ziemi.


Od autorki: Wow, ten rozdział napisałam w bardzo krótkim czasie, ale mam nadzieję, że nadal Wam się podoba :> pojawiają się w tym rozdziale nowe postacie, do których zdjęcia wybrała moja koleżanka Emi <3 Ten rozdział dedykuję Emi, bo jej obiecałam <3
XOXO, Cara

ROZDZIAŁ 2




Wylądowałyśmy wieczorem. Czułam się jak jakaś gwiazda z Hollywood, bo gdy wysiadłyśmy przyjechał po nas granatowy Range Rover i zawiózł nas do hotelu. WOW, postarali się z tą nagrodą :> Ucieszyłam się, że moją przyjaciółką jest Liz. Nie chodziło mi o to, że dzięki niej poleciałam do Stanów Zjednoczonych. Miałam na myśli to, że nieważne co się działo, ona zawsze była przy mnie i dla mnie. Spojrzałam w jej kierunku… Jeju, Liz jest taka śliczna, zawsze podobała się chłopcom z klasy i szkoły, ale ona od kilku lat chodziła z Jonathan’em. Moim zdaniem bardzo do siebie pasowali. On był wysokim szatynem o migdałowych oczach, a ona drobną niebieskooką brunetką. Wyglądali razem cudownie. Chciałabym mieć takiego oddanego i fajnego chłopaka, jakiego miała Liz… Kiedy tak rozmyślałam o życiu przyjaciółki przypomniało mi się coś ważnego…

-Lizzy… - zaczęłam, choć bardzo bałam się spytać.
- Tak, Vivi?
- Bo jesteśmy niedaleko domu Justina i…. pomyślałam, że mogłybyśmy, tylko raz, pójść tam, no wiesz…
- Rany, Viv, serio? Nadal Ci nie przeszło?
- To nigdy nie przejdzie… Jestem Belieber, tak mi zostanie - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- No pójdziemy, jaka by ze mnie była przyjaciółka, gdybym nie pomagała Ci spełniać marzeń? W końcu nie po to zabrałam Cię z tej nudnej Kanady :P
- Co? Jak możesz mówić, że Kanada jest nudna? Justin się tam urodził, tak jak my!
- Mówisz mi to chyba tysięczny raz!- powiedziała Liz i zaczęła się śmiać.
Później zaczęłyśmy się rozpakowywać i po kolei kąpać, po czym udałyśmy się każda do swojej sypialni.

Obudził mnie dźwięk budzika. Sprawdziłam godzinę – 7.00. Trochę za wcześnie na zwiedzanie. ‘Ciekawe czy Liz już wstała’ pomyślałam. Cichutko otworzyłam drzwi do jej pokoju, ale nikogo tam nie było. Przestraszona szybko sprawdziłam w łazience, ale tam też nie było śladu po przyjaciółce. Wpadłam w panikę. Szybko przebrałam się i poszłam do recepcji spytać czy nie widzieli nigdzie brunetki.
Młoda recepcjonistka powiedziała, że Elizabeth jest aktualnie w bufecie. Ulżyło mi, ale jednocześnie byłam na nią wściekła. Mogła zostawić karteczkę, albo coś w tym stylu.
Ale kiedy weszłam i zobaczyłam z kim rozmawia Liz, wściekłość ustąpiła miejsca zdziwieniu i radości.
Przed moją kochaną Liz Tyler stał ON. Tak, właśnie Justin. Byłam totalnie zaskoczona.
Dziewczyna zobaczyła mnie i zaczęła iść w moją stronę, a Bieber ruszył za nią.
- Dzień dobry Viv! Jak się spało? Poznajcie się Justin – Vivianne.
-Heej, miło mi Viv – powiedziałam cicho.
-Mi również, Justin jestem - Boże, taki uśmiech powinien być zabroniony!
- Liz, mogę Cię prosić na chwilkę?
- Jasne, wybacz Justin- powiedziała Tyler.
- Spoko, tylko wracajcie szybko! – odkrzyknął Bieber, kiedy się oddalałyśmy.

- POWIEDZMISKĄDGOZNASZJAKGOTUŚCIĄGNĘŁAŚICOONTUWOGÓLEROBI? – powiedziałam jednym tchem.
- Dobra, to tak, masz genialną przyjaciółkę, która Cię wspiera, znam go przez Ryana, wiesz mojego kuzyna z Ontario, wiesz, widziałaś go kilka razy jak mieliśmy 3 lata. Nigdy Ci nie mówiłam, że to TEN Ryan Butler, przyjaciel Justina, bo byś mi żyć nie dała. Przyjechał, bo ma tu jakieś sprawy i bardzo chciał Cię poznać, bo Ryan mu o Tobie powiedział :) no to chyba dobra odpowiedź .
- CO? Jak mogłaś mi nic o tym nie powiedzieć? Gdyby nie to, że Cię kocham, już dawno bym Cię nienawidziła. A teraz chyba raczej musimy tam wrócić, bo Justin czeka – powiedziałam uśmiechnięta.
Nagle dotarło do mnie co powiedziała Liz. ‘ Chciał się z Tobą spotkać, bo Ryan mu o Tobie powiedział’. Rany, Justin Bieber wie, że istnieję, a co lepsze chciał się ze mną spotkać.
Nie no, to jest dopiero nierealne, a nie jakiś tam wyjazd z Kanady do Los Angeles.
Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście.
Kiedy wróciłyśmy do stolika Justin uśmiechnął się do mnie. DLACZEGO ON MI TO ROBI? Chociaż nie powiem, że to mi się nie podobało…. Śniadanie zjedliśmy razem, po czym Justin powiedział, że musi już lecieć na spotkanie. Pożegnaliśmy się i poszliśmy w różne strony.

Liz i ja już miałyśmy wchodzić do windy, kiedy nagle, nie wiem skąd pojawił się Bieber i mnie zawołał. Brunetka uśmiechnęła się szeroko i popchnęła mnie w jego stronę, a sama weszła do windy. Osiemnastolatek podszedł do mnie i powiedział:
- Viv, wiem, że to może być trochę dziwne, ale bardzo dobrze mi się z Tobą rozmawia, – znowu się uśmiechnął, pokazując przy tym swoje idealne zęby. – Mam nadzieję, że zrobisz mi tę przyjemność i pozwolisz się oprowadzić po LA wraz z Liz.
Byłam zaskoczona. Nie, ja byłam w totalnym szoku!
- Jas.. um Jasne – brawo Viv – z chęcią. Tylko nie chcę zajmować Ci czasu..
- Hahahaha, nie zajmiesz :D W każdym bądź razie na pewno go nie zmarnuję.
CZY JA ŚNIĘ??? JESZCZE 2 TYGODNIE TEMU MOGŁAM MARZYĆ O TAKICH RZECZACH PRZED SNEM,  A TERAZ?!?!?
- Dziękuję, hmm tylko czy nie masz żadnych zobowiązań? W końcu nie masz chyba wolnego przez cały miesiąc..
- W sumie to mam, trasa się skończyła, na razie nic nie nagrywamy, żadnych wywiadów i tak dalej, no chyba, że Scooter coś wymyśli, ale to najwyżej kilka dni, a tak to mam wolne wakacje. – odparł Justin.
- No to skoro tak, to dobrze – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam.
- To może podasz mi swój numer, to się umówimy na jutro? Bo niestety dzisiaj nie dam rady…
- Oczywiście. – Czy to się dzieje naprawdę?
Wymieniliśmy się numerami, pożegnaliśmy po raz drugi, po czym Justin wyszedł z hotelu, wsiadł do swojego samochodu i odjechał.
A ja zostałam w holu, czułam się jak najszczęśliwsza osoba na świecie. Byłam pewna, że to sen.

Poszłam w kierunku windy,  kiedy już miałam wychodzić na swoje piętro, usłyszałam dzwonek telefonu. Dostałam smsa. Spojrzałam na wyświetlacz. Justin.


Od autorki: Uff napisałam to  wszystko w ciągu godziny, mam nadzieję, że Wam się podoba :> wszelkie uwagi (bardzo chętnie przyjmowane) proszę w komentarzach. I bardzo przepraszam, za wszystkie błędy, które tu się pojawiły. Wiem, że często dodaje rozdziały, ale póki mam wenę by pisać muszę z niej korzystać :3
XOXO, Cara

9 lutego 2013

ROZDZIAŁ 1



 Szłam szybko. Nawet bardzo. Tylko dlatego, że moja przyjaciółka Liz zadzwoniła i kazała mi natychmiast przyjść do jej domu. Nie chciała mi powiedzieć o co chodzi. Przyznam, bałam się, zastanawiałam się o co może chodzić. Lizzy zawsze mówiła mi o wszystkim od razu. Z tego też powodu miałam o czym rozmyślać w czasie 20 minutowego spaceru do domu przyjaciółki.

Kiedy zapukałam otworzyła mi niska, zielonooka blondynka – Mary, młodsza siostra Elizabeth. W holu natomiast pojawiła się brunetka, o niebieskich, jasnych oczach. Pociągnęła mnie do swojego brązowego pokoju. Miała w nim kremową komodę, stojącą nieopodal okna wychodzącego na najpiękniejszy widok pod słońcem: góry, przy zachodzącym słońcu. Naprzeciwko stało ciemno-czekoladowe, ogromne łóżko, które uwielbiałam. Rzuciłam okiem na biurko Liz i zobaczyłam tam wielki bałagan, co mi do niej nie pasowało, bo zawsze lubiła porządek. Spojrzałam na nią wyczekująco, chcąc się dowiedzieć, co było tak ważne, że musiała mi o tym osobiście powiedzieć.
- No więc… - zaczęła Liz.- Zadzwoniłam do Ciebie w nietypowej sytuacji… Teraz zachowaj spokój… Pamiętasz jak brałam udział w tym konkursie o kulturoznawstwie? Zajęłam 1. miejsce i wygrałam 2 bilety na miesięczny pobyt w Los Angeles, i bardzo bym chciała, żebyś ze mną pojechała.
Liz uśmiechnęła się widząc moją reakcję. Zamurowało mnie, dosłownie. Nie wiedziałam co miałam powiedzieć. To było jak sen, spełnienie marzeń. Ale pojawił się mały problem w mojej głowie.
- O Boże, naprawdę?!?!? Jeju, oczywiście, że chcę, bardzo… Tylko nie wiem, co na to rodzice… - powiedziałam.
-Hahaha, o to się nie martw! Moja mama dzwoniła już do Twojej, zgodzili się, ale pod jednym warunkiem.
- COOOO? – nie mogłam uwierzyć, że moje marzenia właśnie się spełniają- Poczekaj, jaki warunek?
- Masz im coś przywieźć :) - uśmiechnęła się.
Boże, moje największe marzenie właśnie się spełnia….
- Kiedy mamy lecieć? – zapytałam podekscytowana.
- Za dwa tygodnie, zaraz po zakończeniu szkoły, pierwszy miesiąc wakacji w LA, wyobrażasz sobie?!
- Ale to już niedługo, a żeby spędzić tam miesiąc trzeba mieć mnóstwo pieniędzy … - zasmuciłam się.
- Wszystko jest opłacone: hotel, lot, wyżywienie, parki rozrywki i tak dalej, jedyne o co musisz zadbać to wziąć kasę na swoje zachcianki, ale o tym też Twoi rodzice już wiedzą i Ci dadzą, obiecali mojej mamie.
Już nie mogło być żadnego ‘ale’. Wszystko to było takie… nierealne. Tak to bardzo dobre określenie. Przytuliłam Liz, po czym pożegnałam się z nią i Mary i ruszyłam w stronę swojego domu. Nie mogłam przestać o jednej rzeczy. ‘ Mam tak dużą okazję by go poznać, nie mogę tego zmarnować, musze zacząć wierzyć, że marzenia naprawdę się spełniają… Jeju, naprawdę mogę go poznać i z nim porozmawiać … Hahahaha Justin zawsze jest w mojej głowie, nieważne co się stanie. Pomyślałam wtedy, że to ta słynna przypadłość wszystkich Beliebers :D

Dwa ostatnie tygodnie zleciały bardzo szybko. Obie z Liz dostałyśmy dyplomy i byłyśmy bardzo podekscytowane podróżą. Zaraz po ceremonii wróciłam do domu, by dopakować rzeczy i kiedy już byłam gotowa, zeszłam z walizką na dół, gdzie czekali na mnie rodzice, Liz i jej rodzice.
No to dopiero teraz wszystko się zaczyna…


Od autorki: Hej wszystkim! :> to mój pierwszy blog, więc bardzo proszę o wyrozumiałość, ale liczę też na to, że dzięki Waszej krytyce będę coraz lepiej pisać, tak więc nie krępujcie się, dodawajcie komentarze z Waszymi opiniami, to będzie bardzo pomocne  w dalszej pracy :D
Bardzo przepraszam, że ten rozdział taki krótki, ale nie chciałam Was od razu zasypywać długim tekstem…
XOXO, Cara

PROLOG



Zadziwiające  jak dużo może się zmienić w ciągu roku, kilku miesięcy, czy nawet tygodni…
Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie zmieni się o 180 stopni w tak krótkim czasie… I to jeszcze przez tak małe wydarzenie, które nie miałoby miejsca gdyby nie ludzie, których kocham. Ale w końcu ‘Nigdy Nie Mów Nigdy’ :)

Od autorki: Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój blog, postaram się pisać jak najlepiej! :3 Zostawiajcie komentarze z opiniami lub Waszymi Twitter’ami jeśli chcecie być informowani o nowych losach bohaterów opowiadania :P
Wielkie podziękowania dla Dominiki (@marchelx3) za pomoc przy blogu! :D
XOXO, Cara